Presji nie wytrzymali dwaj inni wielcy faworycie do końcowego triumfu - Norweg Halvor Egner Granerud i Niemiec Karl Geiger. Obaj uplasowali się dopiero w drugiej dziesiątce. W odpowiedzi Stoch potwierdził stabilizację formy. - Wydaje mi się, że na tym etapie doświadczenie jak najbardziej pomaga - powiedział w rozmowie z reporterem TVP. - Cieszę się z bardzo dobrej dyspozycji i z powtarzalności. Moje skoki były dzisiaj naprawdę super. Każdy cieszył mnie coraz bardziej. Uśmiechałem się już w powietrzu i cieszyłem się każdą sekundą. Stoch już w środę powalczy o trzeci trumf w TCS. Przed decydującymi zawodami w Bischofshofen objął pozycje lidera. Nad drugim Dawidem Kubackim ma dużą przewagę - 15,2 pkt. - Wiem, że łatwo wpaść w pułapki na takim etapie rywalizacji. Skupiam się więc tylko na skakaniu. To najlepsza rzecz, jaką mogę teraz zrobić. Nie koncentruję się na tym, że mogę wygrać turniej po raz trzeci - oznajmił. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Na koniec krótkiej rozmowy doszło do zabawnego zgrzytu. Na końcową uwagę dziennikarza, że po 20 latach "Bergisel znów stało się polskie" (tu w 2001 roku fantastyczny triumf odniósł Adam Małysz), Stoch aż zawrócił z powrotem do mikrofonu i odparł skonfundowany: - Jakie polskie, przecież ja tu niedawno wygrałem!Widać było jednak wyraźnie, że wpadka reportera nikomu nie popsuła humoru. Dzisiaj, po fantastycznym starcie Polaków w Innsbrucku, było to niemożliwe. UKi Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!