Kiedy w sierpniu 2010 roku w kościele paulinów na Bachledówce Kamil brał ślub z Ewą Bilan był mało utytułowanym skoczkiem, dla którego życiowym wynikiem było szóste miejsce w konkursie Pucharu Świata. W klasyfikacji generalnej nie wyskoczył powyżej 15. pozycji. Eve-nement jak Ewa Poznali się w 2006 roku w Planicy. Kamil skakał wtedy tak źle, że przepadł w kwalifikacjach. Miał czas, by pójść na spacer po Kranjskiej Gorze, tam natknął się na początkującą w zawodzie fotografa 21-letnią blondynkę. Zaiskrzyło. Skoczkowie mówią, że "małżeństwo to parę metrów krócej" w długości skoku. Dla Kamila okazało się parę metrów dalej. Już zimą 2010-2011 wygrał dwa konkursy Pucharu Świata. W miejscach wręcz symbolicznych: w Zakopanem i Planicy. Kamil powtarza, że Ewa jest dla niego natchnieniem. - Po założeniu rodziny zdałem sobie sprawę, że są ważniejsze rzeczy od skoków - opowiada. Przestał myśleć o wygrywaniu za wszelką cenę. Presja stała się łatwiejsza do opanowania. Po życiowym wzlocie w Soczi, gdzie Kamil zgarnął dwa złote medale igrzysk, Ewa namówiła go na założenie klubu. Na jej cześć Stoch dał mu nazwę Eve-nement. Dołączył do nich zaprzyjaźniony z Kamilem Stefan Hula. Prezesem została Ewa. Eve-nement działa na wzór szkółek piłkarskich, czy tenisowych. Szef PZN Apoloniusz Tajner nie ma wątpliwości, że czas klasycznych klubów finansowanych z budżetu dobiega końca. Ich miejsce zajmą komercyjne, jak Eve-nement, gdzie koszty pokrywane są przez rodziców zawodników i sponsorów. Kamil tak dba o klub, że podczas walki o zwycięstwo w 69. Turnieju Czterech Skoczni zaapelował do kibiców, by kupowali kalendarze, z których dochód przeznaczony jest na finansowanie dzieci trenujących w Eve-nemencie. - Ewa jest moim prezesem. Moją żoną i szefową - mówi Kamil. W klubie pomaga, gdy ma czas. Ewa pozwala mu skupić się na skakaniu. Choć kiedy może spotyka się z dziećmi. Jego sukcesy i nazwisko są magnesem dla przyszłych skoczków i ich rodziców. Galeria medali Kiedy Kamil miewa kryzysy formy, żona jest przy nim. Jakiś czas temu w trudnym okresie, gdy wyniki na skoczni były poniżej oczekiwań, otworzyła skrzynię z trofeami męża. Pokazała mu jego własne medale, żeby nie użalał się, ale przypomniał sobie, ile wielkich chwil dał mu sport. Ewa wpadła na pomysł, że sfotografuje medale Kamila, a potem postanowiła zrobić to samo z trofeami jego rywali. Wyszła z tego wielka akcja integracyjna całego środowiska skoczków. Na wernisaż zdjęć Ewy do Teatru Witkacego w Zakopanem przybyli rok temu czterokrotny mistrz igrzysk Simon Ammann, zawodnik który wygrał najwięcej konkursów PŚ Gregor Schlierenzauer, a także Ryoyu Kobayashi, broniący wtedy Kryształowej Kuli. I oczywiście wszyscy polscy skoczkowie z dyrektorem Adamem Małyszem. Na co dzień rywale ze skoczni, tego wieczoru byli gośćmi Ewy. Jej pomysł chwycił ich za serce. Po Soczi Ewa i Kamil umówili się, że wielki sukces olimpijski trzeba przeżyć, chodząc po ziemi. Żona miała karcić mistrza za wszelkie przejawy wody sodowej. Zdaje się, że nie było potrzeby. Stoch sięgnął szczytu, ale wciąż był głodny sukcesu. Pracował wiele lat na swoją formę, nie chciał zaprzepaścić swojego wysiłku i zostać meteorem. Dla niego w Val di Fiemme w 2013 roku, gdzie został mistrzem świata, i rok później w Soczi wszystko się zaczynało, a nie kończyło. Medale z Pjongczangu Stoch stawia jeszcze wyżej. Jest najstarszym skoczkiem w historii, który sięgnął po tytuł mistrza igrzysk. Z drużyną zdobył pierwszy medal olimpijski. Indywidualnie ma dwie Kryształowe Kule, trzy triumfy w Turnieju Czterech Skoczni, 38 zwycięstw w Pucharze Świata i tytuł wicemistrza świata w lotach. W zespole tytuł mistrza świata, dwa brązowe medale MŚ, dwa brązy MŚ w lotach i aż 27 miejsc na podium w PŚ. Tajemnice długowieczności Tajner uważa, że aby skoczek osiągał sukcesy, musi mieć wsparcie rodziny. Bo jeśli żona jest zła, że wciąż wyjeżdża na zgrupowania i zawody, to natychmiast odbija się na wynikach. Ewa wspiera Kamila, jego sukces jest jej sukcesem, więc dobijając do 34. urodzin Stoch wciąż jest w światowej czołówce. - Największym wrogiem skoczka po trzydziestce jest strata motywacji do codziennej harówki. 90 proc szans na powodzenie siedzi więc w jego głowie. Wsparcie rodziny jest kluczowe. Jeśli go nie ma to klapa - mówi Tajner. Kamil wciąż podejmuje wyzwania na skoczni nie dlatego, że nie ma pomysłu na to, co dalej. Ma przecież klub. On skacze daleko, bo sport jest sposobem na życie dla niego i Ewy. Zarabia dobre pieniądze, spełnia się jako skoczek. Nowoczesne planowanie obciążeń dzięki współpracy z fizjologiem Haraldem Pernitschem, sprawia, że wysiłek na treningu jest efektywny. To wszystko czyni Kamila długowiecznym. Woda sodowa? Raczej nie. Kiedyś mój bardzo bliski kolega nauczyciel, będąc w Zakopanem natknął się na Stochów w Teatrze Witkacego. W antrakcie poprosił Kamila o autograf, który zlicytował potem w swojej szkole na WOŚP. - Mam jedną uwagę - powiedział mu Stoch. - W tym miejscu mistrzami są aktorzy i to raczej ich powinien pan poprosić o autografy. Dariusz Wołowski