"Schlieri", w przeszłości dwukrotny triumfator imprezy w kwalifikacjach dał sygnał, że może odegrać w finałowym konkursie istotną rolę. Zajął wysokie, 11. miejsce i z niecierpliwością wyczekiwał środowych zmagań. Te niestety zakończyły się dla niego koszmarem - oddał bardzo słaby skok, uzyskując tylko 115 metrów. Austriak przegrał rywalizację w parze KO z Peterem Prevcem, co więcej - po swojej próbie zajmował ostatnie miejsce. Był tak wściekły, że odmówił poddania się kontroli sprzętu, obowiązkowej dla zawodników. Zaowocowało to dyskwalifikacją.Dawnego dominatora świata skoków starał się bronić Andreas Goldberger. Były świetny skoczek na antenie "ORF" przyznał, że rozumie wściekłość Schlierenzauera, choć "pożegnanie z konkursem nie odbyło się w zbyt piękny sposób". O wiele bardziej dosadnie zachowanie zawodnika komentują dziennikarze "Kuriera". - Takie zachowanie świadczy o niepohamowanej ambicji, ale nie może być tolerowane. Jest nieprofesjonalne. Szkodzi tylko sobie. Nie znalazł się kadrze na kolejne konkursy Pucharu Świata (w Titisee-Neustadt - przyp. red.) co czyni kwestię jego wyjazdu na mistrzostwa świata jeszcze bardziej skomplikowaną - komentują.TC Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź!