O Witoldzie Podeszwie mówiono, że jest "najlepszym narciarzem polskich nizin". Jednocześnie zwano go też "najlepszym piłkarzem wśród narciarzy", albo odwrotnie. Ten niezły skoczek i reprezentant Polski był bowiem także piłkarzem Warty Poznań, której barw bronił zaraz po drugiej wojnie światowej. Nie znalazł się w mistrzowskim zespole Warty z 1947 roku, kiedy sięgnęła po tytuł najlepszej drużyny w Polsce (po raz ostatni w swych dziejach), ale w pierwszym powojennym sezonie polskiej Ekstraklasy w 1948 roku już zagrał.Witold Podeszwa jednocześnie był skoczkiem, który w czasie wojny trafił do oddziału Armii Krajowej stacjonującego w Tatrach. To tam pokochał narciarstwo i nauczył się jeździć na nartach, tam też całkowicie zachwycił się skokami. W 1954 roku miał nawet pojechać na mistrzostwa świata w skokach narciarskich w Falun w Szwecji, ale ostatecznie Polska wycofała drużynę skoczków i wysłała jedynie alpejczyków. Poznaniak brał za to udział w akademickich mistrzostwach świata w Spindlerovym Mlynie w 1949 roku, gdzie zajął 12. miejsce. Dzisiaj trudno w to aż uwierzyć, ale Witold Podeszwa udanie rywalizował też w... mistrzostwach Warszawy w skokach, bo i takie imprezy organizowano wówczas w Polsce. Skoki na nizinach - kiedyś częste Lata czterdzieste, pięćdziesiąte czy nawet sześćdziesiąte to bowiem okres, kiedy w skokach narciarskich rywalizowało się w wielu miejscach w kraju, na wielu nawet doraźnie skleconych skoczniach i górkach. Mówimy wszak o skokach często amatorskich i na znacznie niższym poziomie niż obecnie. W 1954 roku w Falun do złotego medalu mistrzostw świata wystarczały dwa regularne skoki na odległość 76 metrów, w 1962 roku trudność wzrosła i zwycięzca musiał już przekroczyć 100 metrów. W tamtym okresie kilkadziesiąt metrów potrafiło w Polsce skoczyć sporo osób, aczkolwiek nie każdy miał środki i możliwości, by walczyć w mistrzostwach kraju.Krajowe mistrzostwa w skokach odbywały się głównie na skoczniach Zakopanego, Wisły i Szczyrku. Przez 100 lat organizowania polskiego czempionatu rzadko ktoś dołączał do tej trójki. W 1948 roku i po latach, w 2004 mistrzostwa organizował Karpacz ze skocznią Orlinek. W 1956 roku była to np. Szklarska-Poręba ze wspaniałą niegdyś, poniemiecką karkonoską skocznią na Owczych Skałach. Rozebrana w latach siedemdziesiątych Himmelschanze była przed druga wojną światową jedną z największych i najbardziej efektownych w Niemczech. Obok zresztą znajdowała się inna skocznia Zackelfallschanze przy Kamieńczyku, ale ją Niemcy hitlerowskie rozebrały już w 1940 roku. Skocznie na Kresach Innym miejscem rozgrywania mistrzostw Polski w skokach narciarskich poza wielką trójką Zakopane-Wisła-Szczyrk była odległa Worochta w Gorganach, na Huculszczyźnie, z jej unikalną skocznią Strzelec zbudowaną nad torami kolejowymi. Zorganizowane tu w 1922 roku mistrzostwa zasłynęły tym, że na podium wdarła się kobieta - znakomita Elżbieta Ziętkiewiczowa, której ostatecznie nie sklasyfikowano. Skocznia w Worochcie istnieje do dzisiaj, tylko że już na terytorium Ukrainy. Nie ma za to obiektu na stokach Kiczerki w Bieszczadach, koło Sławska, zwanego wtedy "Zakopanem Bieszczadów Wschodnich". To tam jeździli na narty mieszkańcy Lwowa i wschodniej Polski, a kurort słynął ze świetnych warunków do uprawiania sportów zimowych. Dzisiaj Sławsko leży również na Ukrainie. Przed 1939 rokiem mistrzostwa Polski odbywały się również na nieistniejącej już skoczni na stokach Krzyżowej w Krynicy, która swego czasu stanowiła wielki kurort zimowy przedwojennej Polski. Równie duży jak Zakopane. Skocznie na nizinie Nizinna Polska nie doczekała się organizacji tak poważnych zawodów, ale miała swoje skocznie narciarskie i swoich skoczków. Poza poznaniakiem Witoldem Podeszwą był to chociażby świetny polski skoczek Józef Daniel Krzeptowski, który pochodził co prawda z góralskiej rodziny, ale jego ojciec wyjechał do Inowrocławia, miał tam gospodarstwo i knajpę i to tam urodził się późniejszy reprezentant Polski w skokach, uczestnik igrzysk w St. Moritz w 1948 roku i Cortinie d'Ampezzo w 1956 roku. A także słynny kurier tatrzański w czasie wojny. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź Zawodnikiem spoza gór był przecież również Zdzisław Hryniewiecki, zwany najlepszym polskim skoczkiem narciarskim między Stanisławem Marusarzem a Adamem Małyszem. Tak przynajmniej określił go kiedyś Wojciech Fortuna, nasz pierwszy mistrz olimpijski w tym sporcie (Sapporo, 1972). Hryniewiecki pochodził ze Lwowa, jego ojciec nawet we lwowskiej Pogoni, a Zdzisław próbował kariery jako pływak. Postawił na skoki i w styczniu 1960 roku został sparaliżowany po tragicznym upadku na skoczni Malinka w Wiśle. Skocznie w Łodzi, w Warszawie Do polskiej czołówki zaliczali się także związani z Poznaniem skoczkowie Eugeniusz Wilk i Władysław Żegota-Rzegociński - mieszkający w Poznaniu zakopiańczyk, który w czasie wojny uczył skoków Francuzów w strefie Vichy, a następnie był pilotem bombowca Lockheed Hudson tropiącego na Atlantyku niemieckie okręty podwodne. Z kolei Eugeniusz Wilk zasłynął tym, że okazał się prawdopodobnie najmłodszym żołnierzem polskiej armii w czasie kampanii wrześniowej. Jako 15-letni chłopiec walczył bowiem w pancernych jednostkach dowodzonych we wrześniu przez ówczesnego pułkownika Stanisława Maczka. W 1944 i 1945 roku znów trafił do jednostki ukochanego dowódcy - wtedy już generała. Tym razem walczył w brytyjskim czołgu Cromwell. Wziął udział m.in. w zwycięskiej bitwie, którą brygada Maczka stoczyła pod holenderskim miastem Breda. Po wojnie próbował zbudować skocznię narciarską w Poznaniu, nad jeziorem Rusałka. Ostatecznie ona nie powstała. Na świecie istnieją kraje nizinne, które mają na swym terenie wiele skoczni i mnóstwo doskonałych zawodników, np. Finlandia. W Polsce tylko kilka skoczni istniało poza Karpatami czy Sudetami, m.in. na Gorym Śląsku, w Łodzi, na terenie sztucznej Rudzkiej Górze (skocznia podupadła, ale została wyremontowana i w 2013 roku rozegrano tu Mistrzostwa Centralnej Polski w skokach). W 2004 roku udało się też odbudować skocznię w Tumlinie w Świętokrzyskiem. Amatorskie obiekty istniały także w Gdańsku, Warszawie, Lublinie, Lidzbarku Warmińskim, Białymstoku, Gołdapi i w Czarnkowie, gdzie do dzisiaj znajdują się resztki dawnej skoczni Grzybek, zbudowanej w 1963 roku. Skocznia powstała bez żadnych planów, na dziko, na kamieniach, w czynie społecznym. Przestała być używana do narciarstwa w latach osiemdziesiątych, gdy przyszły bardzo ciepłe zimy i uprawianie narciarstwa na nizinach przestało mieć sens.