Simon Ammann niewątpliwie jest legendą skoków narciarskich nie tylko w swoim kraju. Szwajcar pomimo tego, że zbliża się już do czterdziestki, wciąż ma ambicję, aby rywalizować w Pucharze Świata z najlepszymi. Utytułowany sportowiec myśli jednak o tym, co będzie po zakończeniu kariery. Obowiązki sportowe doskonale łączył już ze studiami. Kupił też hotel. Niedawno z kolei wziął udział w wyborach do rady miejskiej. W tych poniósł jednak klęskę. Jak się okazuje, skoczek lubi przejmować inicjatywę. Ponad trzy miesiące temu rozpoczął akcję ratowania skoczni w Einsiedeln. Ammann chce uzbierać sto tysięcy franków szwajcarskich na remont torów. Wygląda jednak na to, że i ten projekt może skoczyć się fiaskiem. Do tej pory nie udało się bowiem uzbierać nawet dziesięciu procent potrzebnej kwoty. "To rozczarowujące, tak. W tej chwili niezwykle trudno jest znaleźć na to fundusze. Koronawirus to ogromna dodatkowa trudność" - przyznał Simon Ammann w szwajcarskim dzienniku "Blick". Skoczek sprzedaje między innymi sprzęt narciarski oraz spotkanie z samym sobą. Ogółem potrzebne jest aż 600 tysięcy franków. Sto tysięcy ma być własnym udziałem. Obecne tory najazdowe nie spełniają już standardów. "Już się martwię, że znowu będę musiał podróżować, ponieważ po prostu muszę gdzieś skakać. W przeciwnym razie daleko nie zajedziesz. [...] Potrzebujemy krótkich odległości do skoczni. Trzeba mieć możliwość wejścia na skocznię bez żadnych komplikacji" - dodał 39-latek. AB