Ostatecznie, po niedzielnych zawodach, Stękała opuszcza Wielką Krokiew w jak najlepszym nastroju. - W sobotę też był dobry nastrój, tylko sam sobie go trochę psułem, myśląc, że źle skoczyłem, bo nie było metrów. Ale później, gdy zobaczyłem mój skok, okazało się, że on naprawdę nie był zły - mówił nasz zawodnik. - Taki jest sport, widzieliśmy, że niektórzy "siadali w bulę", bo w złych warunkach nie da się odlecieć. Dziś już było w miarę równo, wyższa belka, więc było lepiej - zaznaczył nasz skoczek. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź!</a> Po pierwszej serii konkursu indywidualnego Polak zajmował czwartą lokatę i trochę stresował się przed serią finałową. - Było sporo emocji, ale poniekąd udało mi się "odciąć głowę". Gdy siadałem na belce i usłyszałem "trąbę" zza skoczni, pojawił się uśmiech na twarzy i pomyślałem "musisz dla nich skoczyć". To tylko pokazuje, że są tu najlepsi kibice na świecie i dziękuję im za to, że są - podkreślił Stękała. Jak mówił, nikt w ekipie nie miał do niego pretensji o krótszy drugi skok w konkursie drużynowym. - Koledzy z drużyny i sztab szkoleniowy nie pozwalają mi się załamać. Każdy mówił mi, że nie ma się czym łamać i ja im ufam. Dobrze, że się nie załamuję, bo nie ma czym - powiedział. Z Zakopanego Waldemar Stelmach