Według ostatnich informacji, w sobotę miał rozpocząć się proces wybudzania Tandego ze śpiączki farmakologicznej, w którą został wprowadzony po potwornym upadku, do którego doszło w czwartek. Skok Norwega wyglądał koszmarnie i zakończył się upadkiem z dużej wysokości. Norweg runął na bulę i bezwładnie zsunął się na sam dół zeskoku. Wokół niego natychmiast pojawiły się służby medyczne. 27-latek trafił do szpitala w Lublanie. Badania nie wykazały uszkodzeń mózgu, lecz złamanie obojczyka i przebicie płuca. Tande sam zawinił przy swoim koszmarnym wypadku? Co dokładnie wydarzyło się w powietrzu? Na to pytanie próbował odpowiedzieć sobie norweski sztab, analizując koszmarną próbę Tandego. Wyciągniętymi wnioskami podzielił się w rozmowie z "Bildem" trener Alexander Stoeckl.- Przeanalizowaliśmy nagranie. To była wina zawodnika. Dość szeroko rozłożył narty, oparł się na nich, a potem stracił z nimi kontakt. Nie można znaleźć niczego poza jego własną winą - stwierdził doświadczony szkoleniowiec.Wciąż oczekujemy na kolejne wieści w sprawie stanu zdrowia Tandego.TB Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź!