W drugiej próbie Żyła wyraźnie się poprawił, zaliczając 230,5 m, co pozwoliło mu awansować na 10. miejsce, ale spokojnie przyjął ten rezultat.- Drugi skok też nie był dobry, ale przynajmniej miałem szybkość. W pierwszym wyleciałem i mnie wyhamowało. Trzeba się przestawić, więcej czasu mi potrzeba w tym roku. Przed nami weekend, tak że wiemy już o co chodzi. Mniej więcej, bo to nigdy nie wiadomo - uśmiechną się mistrz świata. Czy fakt, że konkurs odbywa się w czwartek, przeszkodził Polakowi? - Trzeba trochę inaczej, wczoraj na treningu nie do końca szło, ale coś było dobrego. Teraz sobie przypomniałem, że to są loty i trzeba szybko lecieć na dole, a nie wolno. Walczymy dalej. - 10. miejsce na dobry początek? Trzeba się rozpędzać. Jak się powygrywa wszystko, to co potem robić. A tak przynajmniej jest co do roboty. Fizycznie dobrze się czuję, tu wiele nie trzeba. A tak to nie trzeba cudów, dziwów. Wystarczy nie przeszkadzać. Trzeba iść "przecinakiem" i lecieć daleko, żeby rozpędzało. Czuję się dobrze, jakbym dziś w ogóle nic nie robił. A może jednak trzeba było coś zrobić? - w swoim stylu wypowiadał się Żyła. Piotr Żyła pod wrażeniem Kobayashiego i Eisenbichlera Na koniec ciepło wypowiedział się o popisie zwycięzcy, Japończyka Ryoyu Kobayashiego i drugiego w konkursie, Niemca Markusa Eisenbichlera.- Ryoyu wszystko wygrał, od próbnej. Widać, że się rozskakał i tu na lotach jak mniej popełnia się błędów, to wtedy się odlatuje i robi się dużo większą przewagę. Chociaż Markus też fruwał, choć miał problemy z kolanem, a widać, że to mu nie przeszkadzało. Obaj skakali normalnie, tak jak umieją, a reszta poodpadała. Takie są skoki, trzeba robić swoje i się bawić - zakończył nasz Orzeł. Art