W konkursach lotów startuje nie 50, jak na skoczniach normalnych i dużych, a jedynie 40 skoczków. Stąd kwalifikacje są już o wiele poważniejszym "sitem", niż w przypadku zmagań na innych obiektach, gdzie nierzadko odpada ledwie kilku zawodników. Boleśnie przekonało się o tym na Letalnicy aż 28 z nich. Patrząc na "suche" odległości (które, jak wiemy, są tylko jedną ze składowych) widzimy, że w niektórych przypadkach skoczkowie czuć mogą ogromny zawód. Dopiero 46. był Zak Mogel, Słoweniec, który uzyskał aż 218 metrów. Półtora metra bliżej lądował Fin Antti Aalto, który zajął 44. miejsce. Mocno rozczarowany może też być Władimir Zografski (214 metrów, 47. pozycja). Z drugiej strony, awans wywalczył skokiem na 201. metr Gregor Deschwanden czy lądujący metr dalej Marius Lindvik. Oddać jednak trzeba, że obaj skakali z belki niższej o dwie pozycje, niż wspomniani wyżej (13. wobec 15.). Swoje zrobił przy tym również wiatr - Mogel otrzymał dodatkowo ledwie 3,3 punktu, podczas, gdy Deschwanden - 13,9. Podmuchy same w sobie także były istotną składową rywalizacji jeżeli chodzi o miejsca w czołówce. Zwycięzca - Ryoyu Kobayashi otrzymał dodatkowo aż 18,5 punktu, podczas, gdy szósty Dawid Kubacki - tylko 9,6. Rekordzista - Maksim Kołobow z Rosji miał dodane aż 29,4 punktu.TC