Trenerzy wstrzymują oddech, zawodnicy łapią się za serce, komentatorzy krzyczą "ustał!", a kibice wstają z fotela - ten schemat powtarza się niemal zawsze podczas skoków na odległość, której nikt się nie spodziewał. Bicie rekordów to jedna z najbardziej emocjonujących części sportu. Co więcej, rekordowe skoki potrafią zmienić całą dyscyplinę! Pukając się w głowę Jednym z rekordowych lotów, który jednak nie został uznany z racji wywrotki był lot Gregora Schlierenzauera w Vikersund. W marcu 2009 roku Austriak skoczył 224 m i - co nie przeszło wówczas bez echa, popukał się w głowę w stronę sędziów. Gest został skomentowany nawet przez Adama Małysza. Polak ocenił zachowanie swojego kolegi ze skoczni jako niegrzeczne. Mimo wywrotki, Austria zajęła pierwsze miejsce w konkursie drużynowym. Polacy uplasowali się na szóstej pozycji. - Ze względu na Schlierenzauera zawodnicy musieli skakać z bardzo niskiego rozbiegu. 80 procent zawodników skakało na bulę, a Schlierenzauer za każdym razem powyżej punktu konstrukcyjnego skoczni i jeszcze po wylądowaniu pukał się w czoło sądząc, że rozbieg był absurdalnie krótki. Nerwowo zacząłem spacerować wokół naszego samochodu i powiedziałem do Mirana Tepesza, że musimy wymyślić system i mieć możliwość zmiany belki w trakcie konkursu. Miran się zgodził, ale powiedział, że musimy tez wprowadzić rekompensaty za wiatr - powiedział Walter Hofer w wywiadzie dla TVP Sport.Faktycznie, skok Schlierenzauera z Vikersund stał się powodem do zmian w regulaminie oceniania skoków pod względem rekompensat za zmianę belki startowej, a także za wiatr. Rekordy podnoszą adrenalinę W skokach najwięcej emocji wywoływały kolejne rekordy świata w długości lotu. Zdecydowanie częściej zdarza się jednak przesuwanie granic na poszczególnych skoczniach. Jeśli cofnąć się do nie tak bardzo odległej historii tej dyscypliny, okazuje się, że nierzadko skoczkowie imponowali osiąganymi liczbami szczególnie, jeśli chodzi o różnice względem poprzedników dzierżących rekordy skoczni. Warto nadmienić, że aby skok został uznany za rekordowy, zawodnik musi przede wszystkim go ustać. Za rekordy nieoficjalne uznaje się skoki podparte lub te, które zostały oddane poza konkursem, kwalifikacjami lub oficjalnym treningiem poprzedzającym zawody. Najciekawsze widowiska miały miejsce na skoczniach mamucich. Większe obiekty sprzyjają biciu rekordów w fenomenalnym stylu i są tymi, które najbardziej zapadają w pamięć. 20 marca 2015 roku w Planicy Michel Hayboeck uzyskał rekordowy wynik 242 m. Tego samego dnia Peter Prevc zachwycił swoją publiczność i "pofrunął" na granice 248,5 m. Sezon 2014/2015 zakończył się dla Słoweńca małą Kryształową Kulą za zwycięstwo w klasyfikacji lotów narciarskich. Styczeń 2001 roku - powrót do czasów Adama Małysza. Na Czertaku w Harrachowie Małysz o 2,5 m poprawia rekord Goldbergera. 206,5 m osiągnął także Janne Ahonen. Dzień później usta zamknął wszystkim Fin Risto Jussilainen, który zabrał jednodniowy rekord wielkim konkurentom ze skoczni i zapisał się na liście z wynikiem 212,5 m. W marcu 2017 roku błyszczący ostatnio w Pucharze Świata Stefan Kraft, również cieszył się ze znakomitych skoków. W Oberstdorfie Austriak ustanowił nowy rekord obiektu - 234,5 m (o ile?) i wygrał swoje szóste zawody w karierze. O zwycięstwo w konkursie stoczył bój z Andreasem Wellingerem, który dzień później odegrał się na rywalu i skreślił Krafta jako rekordzistę. Niemiec skoczył 238 m i to on stał się pogromcą skoczni mamuciej, bijąc jego wynik o trzy i pół metra. Freund poprawił rekord o ponad 16 m! Prawdziwy festiwal dalekich lotów rozegrał się 9 stycznia 2015 roku podczas serii treningowej przed konkursem w Bad Mitterndorf. Z 220 m Jurija Tepesza, przez 221 m Roberta Kranjca, aż po widowiskowy lot na 237,5 m Severina Freunda. Niemiec, nie dość, że skakał z niższej o dwa stopnie belki, to zdołał jeszcze popisać się rekordem, poprawiając go aż o 16,5 m! Żonglowanie długością najazdu oraz zmienne warunki pogodowe doskonale widać w wynikach oficjalnego treningu. Drugi Peter Prevc skoczył wówczas 214 m i przegrał z Freundem jedynie o 0,9 pkt. Specjalistą od rekordów był oczywiście niezapomniany Małysz. Ten z Trondheim wspomina się nadal, choć minęło już 18 lat. W zawodach rozgrywanych na Granasen, Wiślanin zajmował na półmetku czwarte miejsce. 116 m w pierwszej serii nie zachwycało, ale utytułowany skoczek nie zrezygnował z walki do końca. Zasiadł na belce i skoczył tak, że Apoloniusz Tajner chwycił się za głowę. 138,5 m dało Polakowi zwycięstwo i pozwoliło mu cieszyć się z rekordu skoczni, który poprawił bagatela o 4 metry. Skok Kamila Stocha podczas konkursu indywidualnego w Sapporo ponownie wprawił w osłupienie. 148,5 m "Rakiety z Zębu" nie dało mu co prawda zwycięstwa, ale zagwarantowało nowy rekord Okurayamy i wywołało szok w oczach Małysza. Kiedyś to przez niego inni łapali się za głowę, dziś jako dyrektorowi sportowemu, przez Stocha prawie wypadł mu widelec z ręki. Oczywiście gdyby, jak sam napisał, jadł wówczas śniadanie. Aleksandra Bazułka