Powracający po covidzie Stefan Kraft doznaje urazu pleców i jest zmuszony wycofać się z rywalizacji. Z walki o medale niespodziewanie rezygnuje czujący atawistyczny lęk do skoczni do lotów Marius Lindvik. Wreszcie Timi Zajc wylewa swoje żale w mediach społecznościowych doprowadzając do trzęsienia ziemi w słoweńskiej kadrze i dymisji trenera Gorazda Bertoncelja. A to wszystko tylko przez cztery dni. Świat skoków zapamięta je jednak przede wszystkim za sprawą porywającej walki o złote medale między Karlem Gaigerem i Halvorem Egnerem Granerudem oraz Niemcami i Norwegami. My cieszymy się z drugiego w historii i drugiego z rzędu podium w konkursie drużynowym. Tym sposobem wracamy do Andrzeja Stękały i jego mamy. Kto by pomyślał, że skoczek o którego "drugim życiu" poza treningami, czyli pracy w charakterze kelnera, słyszeli już zapewne wszyscy, stanie się objawieniem imprezy w Planicy? Dotychczasowy przebieg jego kariery nie układał się jak scenariusz na bajkę. Po konflikcie ze Stefanem Horngacherem trafił do kadry B, w której nigdy nie żyło się tak wystawnie jak w kadrze A. Pod okiem Macieja Maciusiaka Stękała odbudował formę i złapał świeży oddech, ale był też zmuszony zatrudnić się w jednej z zakopiańskich karczm. Ot, proza życia. Czy wróci do niej po odblokowaniu gastronomii? Raczej wątpliwe. Obecność w połączonej przed tym sezonem kadrze narodowej, a przede wszystkim progres sportowy, zapewniły skoczkowi klubu AZS Zakopane sponsora indywidualnego, który pojawił się na jego kasku, i to jeszcze przed jego niedzielnym, życiowym sukcesem. Cały artykuł można przeczytać tutaj Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl! Kliknij tutaj! Bartosz Heller, Polsat Sport