19 lutego 2018 roku, igrzyska w Pjongczangu. Po swoim ostatnim skoku Kamil Stoch spojrzał na tablicę wyników, a potem ze złością cisnął rękawice w śnieg. Nie wszyscy dostrzegli ten moment frustracji - 134,5 m to był dobry skok, ale Polacy potrzebowali o dwa metry dłuższego, by przeskoczyć Niemców i sięgnąć po srebro. Już chwilę później Stoch cieszył się z brązu - pierwszego medalu igrzysk zdobytych przez Polskę w konkursie drużynowym. Podobne ambiwalentne uczucia Kamil przeżył wielokrotnie. Na przykład w szwedzkim Falun w 2015 roku, gdy Polacy mieli szansę na srebrny medal mistrzostw świata, ale lider drużyny przegrał pojedynek w drugiej serii z Gregorem Schlierenzauerem. I tytuł wicemistrzowski wzięła Austria. Mimo wszystko - tak w Pjongczangu, jak w Falun Stoch zdobył dla polskiej drużyny najwięcej punktów. To jest reguła od ośmiu lat, gdy zaczęły się medalowe loty zespołu na MŚ w Val di Fiemme w 2013 roku. Wtedy Polacy wskoczyli na podium po korekcie wyników ekipy norweskiej (sędziowie pomylili się przy nocie Andersa Bardala w pierwszej serii). Stoch skakał tamtego dnia najlepiej ze wszystkich - jako jedyny przekroczył granicę 300 pkt (dokładnie 301,9). Piotr Żyła (270,6 pkt), Dawid Kubacki (276,2) i Maciej Kot (272,3) świętowali ze swoim liderem pierwszy drużynowy sukces w historii polskich skoków. Dwa lata później w Falun skład zespołu mocno się zmienił. Obok Stocha i Żyły po medal skakali Jan Ziobro i Klemens Murańka - wtedy uchodzący za wielkie nadzieje. Kot i Kubacki przeżywali kryzys, który zakończył się ich degradacją do kadry B. W marcu 2016 roku Adam Małysz namówił na pracę w Polsce Stefana Horngachera. Nadchodziły złote lata drużyny, bo Austriak traktował skoki jak sport zespołowy. Gdy pytano go o wyzwanie jakim jest praca z podwójnym mistrzem olimpijskim z Soczi - Stochem, odpowiadał, że naprawdę silny lider może stać na czele mocnej grupy. I on ją stworzy. Już 3 grudnia 2016 roku w Klingenthal Stoch, Kubacki, Żyła i Kot wywalczyli dla Polski pierwszy drużynowy triumf w Pucharze Świata. W tym samym składzie wygrali też rok później złote medale MŚ w Lahti. W sezonie olimpijskim Kot miał kryzys formy podczas MŚ w lotach w Oberstdorfie, Żyła w Pjongczangu. Zastępował ich niedoceniany weteran Stefan Hula, który przeżył najwspanialszą przygodę w swojej karierze. Naturalnym zmiennikiem dla Huli miał być mistrz świata juniorów Jakub Wolny. Ale on już drugi sezon zmaga się z zapaścią formy. Na szczęście progres zanotował Murańka, a rewelacją mistrzostw świata w lotach na planickiej Letalnicy był Andrzej Stękała - skoczek, na którym postawiono już krzyżyk, nagle wyrósł na czwartego batmana drużyny. To on został największym bohaterem Polaków w drodze po brąz, a jego łzy wzruszenia były najpiękniejszym momentem tych mistrzostw. Liderzy Stoch i Kubacki tym razem skakali tylko poprawnie. Roli Kamila w całej ośmioletniej złotej erze polskiej drużyny skoczków przecenić nie sposób. Inni się zmieniali, on nigdy nie zawodził. MiWiWięcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl Kliknij!