Kibice skoków narciarskich pamiętają jeszcze czasy, gdy Adam Małysz jak równy z równym walczył z Martinem Schmittem o najwyższe laury. Teraz, gdy oboje zakończyli już swoje usłane sukcesami kariery, spisują się doskonale od tej drugiej strony, pracując wciąż blisko swojej ukochanej dyscypliny sportu. Doświadczenie, jakie przez lata rywalizacji na najwyższym światowym poziomie zgromadził Schmitt, teraz przydaje się w niemieckim związku narciarskim. Były skoczek już od dwóch lat pracuje między innymi jako łowca młodych talentów. 43-letni emerytowany sportowiec ma wiele do powiedzenia w zakresie rozwoju skoków w swoim kraju. Zajmuje się sportowcami w wieku od 14 do 17 roku życia. Pod jego okiem jest około 15-osobowa grupa, która wykazuje szczególne predyspozycje. "Wyniki na mistrzostwach świata juniorów oraz w Alpen Cup nie były tak różowe, ale to nas nie martwi. Nasza koncepcja jest nastawiona na pracę długofalową. Zaległości były zbyt duże. Od czegoś musimy zacząć" - powiedział Schmitt, cytowany przez Chiemgau24.de. Schmitt ma oko na zdolną młodzież Były skoczek przyznał, że praca z młodymi zawodnikami przynosi mu sporo frajdy. Nie chce jednak wyróżniać konkretnych nazwisk, bo może to powodować zbyt dużą presję. Zawodnicy powinni skupiać się na rozwoju i czerpaniu przyjemności z uprawiania sportu. Nie wszystko jest jednak tak kolorowe. "Widzimy bardzo wyraźnie, że wiele dzieci ma ograniczoną mobilność i koordynację. Widać bardzo wyraźnie, że dom rodzinny i najbliższe otoczenie kształtują sportowy rozwój dzieci. Nie można już w pełni polegać na szkolnym sporcie. Wydaje się, że sport nie zajmuje dużego miejsca w programie nauczania. Oczywiście są wyjątki, ale niestety trend jest wyraźny. Dlatego moim zdaniem sport szkolny powinien odgrywać większą rolę. Tu kładzione są fundamenty, z których czerpie się później korzyści w sporcie najwyższej klasy i w społeczeństwie jako całości" - dodał Martin Schmitt. AB