Za Markusem Eisenbichlerem najgorszy sezon w przeciągu ostatnich czterech lat. Niemiecki skoczek zakończył rywalizację na 15. pozycji w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. W tym roku tylko raz zameldował się na podium, zajmując drugie miejsce w Lillehammer ze stratą zaledwie 0,4 pkt do zwycięzcy - Petera Prevca. "W Lillehammer zostałem w końcu nagrodzony za swoją pracę. Byłem szczęśliwy. To pokazało mi, że byłem na dobrej drodze. Teraz nadszedł czas, aby w pełni wykorzystać lato i wrócić do formy" - powiedział Markus Eisenbichler niemieckiej prasie. Nietypowym doświadczeniem dla skoczków były zawody rozgrywane przy pustych trybunach. Z powodu zagrożenia koronawirusem organizatorzy Raw Air zostali zmuszeni najpierw zakazać wstępu widowni na trybuny, a w końcu przerwać rywalizację. "To było dziwne. To duży stadion. Miałem poczucie, że to trening, a jest tylko kilka osób więcej niż zwykle. Po prostu próbowałem dobrze skakać" - wyjaśnił Niemiec. Podopieczny Stefana Horngachera nie jest zadowolony z minionej zimy. Pojawiły się problemy zdrowotne i nie do końca wszystko zagrało tak, jak to sobie wymarzył. Kontuzje dotknęły między innymi biodra i kolana. "Latem dużo i dobrze trenowałem. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to za dużo. Jesienią zabrakło mi gazu. Po prostu chciałem za bardzo, chciałem być najlepszy. Powinienem być bardziej zrelaksowany. Z dolegliwościami zaczęło się przed sezonem. Miałem problemy z biodrami i kolanami tuż przed pierwszym Pucharem Świata w Wiśle. Potem zaczęło się skromnie i byłem niespokojny. Wydostanie się z tej negatywnej spirali zajęło mi bardzo dużo czasu" - wyznał utytułowany skoczek. Reprezentacja Niemiec zimę zakończyła na najwyższym stopniu podium w Pucharze Narodów. Eisenbichler cieszy się nie tylko z tego. Jest również dumny z występów swojego kadrowego kolegi Karla Geigera. Ten uplasował się na drugim miejscu w "generalce". Zdaniem Niemca, wyniki są też efektem współpracy ze Stefanem Horngacherem. "Mamy jednego z najlepszych szkoleniowców skoków narciarskich! Współpraca latem była bardzo, bardzo dobra. Jesienią między nami było niewielkie tarcie. Zostało to jednak szybko naprawione. Najpierw musieliśmy się lepiej poznać. Jestem mu wdzięczny za to, że nie stracił do mnie cierpliwości. Jestem również przekonany, że jeśli to nie zadziała, to przez sportowca, a nie trenera. Wzrastaliśmy razem jako zespół" - dodał 15. zawodnik w sezonie 2019/2020. Kryzys w sporcie wywołany aktualną sytuacją może przyprawiać o zawrót głowy. Pod znakiem zapytania stoją letnie starty, ale to nie jest wymówką od tego, żeby przestać pracować. Sportowcy wciąż trenują i starają się myśleć pozytywnie. "Wziąłem dwa dni wolnego do Trondheim, a potem natychmiast zacząłem ponownie trenować. Obecnie trenuję raz lub dwa razy dziennie. Na przykład teraz jeżdżę na rowerze. I miło jest móc teraz spędzać czas w domu. Teraz w pełni czerpię przyjemność z wolnego czasu i koncentruję się na treningu. Zima wraca tak szybko! Chcę być dobrze przygotowany" - oznajmił reprezentant Niemiec. Mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym oraz mistrzostwa świata w lotach to dwie główne imprezy, do których formę chcą przygotować nie tylko nasi zachodni sąsiedzi. Podczas poprzedniej edycji narciarskich MŚ w Seefeld Eisenbichler trzykrotnie wieszał na swojej szyi złoty medal - w rywalizacji indywidualnej na dużej skoczni, w konkursie drużynowym oraz mieszanym. Teraz ma chrapkę na powtórkę? "Zawsze czekam na loty narciarskie i oczywiście także na Puchar Świata w Oberstdorfie. Obrona mojego tytułu światowego byłaby marzeniem. To byłoby naprawdę fajne" - dodaj jeszcze Markus Eisenbichler. AB