Pod koniec marca media obiegły dwie sprzeczne racje o wprowadzeniu kobiet na skocznie do lotów narciarskich. Zdaniem nowego dyrektora Pucharu Świata, Sandro Pertile, tylko kilka dziewcząt jest w stanie spełnić warunki techniczne i skakać na większych skoczniach, a wdrażanie trzeba przeprowadzać krok po kroku. Wówczas w opozycji do opinii Włocha stanęła Maren Lundby. Skoczkini narciarska wyznała, że aby stać się najlepszymi, kobiety muszą skakać na większych skoczniach. Norweski Związek Narciarski chciał, aby panie rywalizowały na skoczni mamuciej pod koniec marca 2021 roku. Vikersund, czyli finał turnieju Raw Air miałoby być miejscem premierowego konkursu. Taki pomysł odrzucił jednak FIS. Szczególnie mocne zdanie po odrzuceniu wniosku wyraziła ponownie Maren Lundby. Norweżka twierdzi, że chociaż z całą pewnością jest to dyskryminacja, czuła, że przeczuwała odrzucenie pomysłu. "Nie jest dobrze, ale nie jestem zaskoczona. Niektórzy ludzie siedzą i decydują, nie mając o tym pojęcia. Są prawie nieobecni podczas naszych zawodów i mają najmniejszą wiedzę w tej dziedzinie. Boją się, że upadniemy i się rozbijemy. Słyszę argumenty, które są tak głupie, że nie można ich traktować poważnie" - powiedziała reprezentantka Norwegii. Oprócz niebezpieczeństwa, jakie zdaniem FIS-u czyha na kobiety na większych skoczniach, argumentem są też zawody w Niżnym Tagile, które zostały zaplanowane w tym samym terminie, co loty w Vikersund. "Bez względu na to, czy jesteś dziewczyną, czy facetem, zajmujemy się sportem ryzykownym. Jesteśmy tego ryzyka świadomi. Jeśli uważają, że niebezpiecznie jest upaść, to dlaczego od lat relatywnie nieodpowiedzialnie pozwalają skakać mężczyznom?" - zadała pytanie 25-latka.