Rajda tuż po wyjściu z progu otrzymała mocny podmuch wiatru, przed którym nie zdołała się obronić. Z dużą siłą uderzyła w zeskok skoczni i zsunęła się kilkadziesiąt metrów w dół. Nie była w stanie sama się podnieść, a służby medyczne przetransportowały ją do szpitala. <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=linki2&utm_medium=linki2&utm_campaign=linki2">Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!</a> - Jest przytomna. Jest z nią kontakt, ale mocno potłuczona. Jedzie na szczegółowe badania do Bielska - donosił wczoraj wysłannik Interii Waldemar Stelmach. Zawody zostały przerwane wskutek bardzo niesprzyjającej pogody. Wcześniej małą burzę rozpętały słowa Apoloniusza Tajnera, który stwierdził, że to nie warunki atmosferyczne, a błąd zawodniczki był przyczyną upadku. Co na ten temat sądzi trener zawodniczki Łukasz Kruczek? Jego zdaniem pojedynczy czynnik nie sprawiłby problemu. - Można stwierdzić, że nastąpił splot wydarzeń. Skok był lekko spóźniony, a Kinga przy takich nieco szybciej rozkłada narty do stylu V, do tego trochę nierówno. Tutaj panowały takie warunki, że za progiem wiało mocniej z tyłu, po skosie, i lewa narta nie otrzymała wystarczającego podparcia w locie. Spowodowało to reakcję Kingi - opisuje Kruczek w rozmowie z portalem Skijumping.pl. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź!</a> WG