Najlepsze skoczkinie świata w sobotę wystartowały po raz pierwszy w historii w konkursie LGP w Wiśle. Wśród nich znalazła się zbierająca pierwsze szlify w światowej stawce Przybyła. Młodziutka zawodniczka przyjechała tu przede wszystkim po naukę, ale sama podkreślała, że nie jest zadowolona ze swojego startu. - Masakra! Nie tego się spodziewałam, nie taki był plan - mówiła 16-latka, która ukończyła rywalizację już po pierwszej serii, lądując na 81 m. Małym pocieszeniem dla niej może być fakt, że wygrała z bardziej doświadczoną Anną Twardosz, choć ta lądowała o 2,5 m dalej. Straciła jednak więcej punktów za wiatr. Polki zajęły dwa ostatnie miejsca. Do finału z naszych reprezentantek zakwalifikowała się jedynie Nicole Konderla, która zajęła 26. miejsce. Wiktoria Przybyła: Trener próbuje Przybyła podkreślała, że w sobotę przegrała przede wszystkim z samą sobą. - Spiął mnie stres i nie pokazałam tego, co powinnam. Zabrakło zdecydowania. Dzisiaj nie udało mi się z tym wygrać. Postaram się na następne zawody - mówiła. Jak dodała, szkoleniowiec reprezentacji kobiet Łukasz Kruczek ma trudne zadanie z dotarciem do zawodniczek w kwestiach mentalnych. - Trener bardzo próbuje nam pomóc, ale to jest ciężkie - zaznaczyła. Sara Takanashi idolką Przybyła podczas startów w Wiśle chce uczyć się od najlepszych, a jej idolką jest... - Sara Takanashi - wyjawiła skoczkini. Słynna Japonka na skoczni im. Adama Małysza znów pokazała klasę, choć tym razem zajęła drugie miejsce, uznając wyższość Słowenki Urszy Bogataj. Z Wisły Waldemar Stelmach