Sport ma to do siebie, że daje niesamowitą motywację do walki o cele nawet w obliczu sporych problemów ze zdrowiem. Czasami cele te wydają się mało realne, ale przecież niemal zawsze na drodze do sukcesu pojawiają się wątpliwości i przeszkody. Eirin Marii Kvandal jest przykładem na to, że nie można przedwcześnie składać broni. Jej determinacja i wiara we własny sukces zaprowadziły ją niedawno do pierwszego w karierze zwycięstwa w konkursie Pucharu Świata. 19-latka wcześniej zawiesiła jeszcze na szyi złoty medal mistrzostw Norwegii, wyprzedzając między innymi Maren Lundby - ubiegłoroczną triumfatorkę klasyfikacji generalnej PŚ (zajęła czwarte miejsce - przyp. red.). Zazwyczaj bywa tak, że widać tylko sam wierzchołek góry lodowej, jakim jest sukces. Nikt nie myśli, jak dużo musi przejść zawodnik i jak wiele zakrętów pokonać, aby znaleźć się na szczycie. Historia Kvandal jest idealnym przykładem życiorysu sportowca usłanego bólem i strachem o zdrowie. Skoczkini jako nastolatka borykała się z oznakami skoliozy. W jej sercu zawsze była jednak niegasnąca myśl o rywalizacji z najlepszymi skoczkiniami świata. To dlatego wkrótce potem zdecydowała się porzucić dla skoków dom, przeprowadzając się jako 15-latka do Trondheim, gdzie miała lepsze warunki treningowe. Kvandal rozpoczęła równocześnie naukę w szkole, do której wcześniej uczęszczali między innymi Johannes Klaebo, czy Johann Andre Forfang. Wkrótce sytuacja zdrowotna sportsmenki znacznie się pogorszyła. Konieczna była operacja kręgosłupa, jeśli ta miała kontynuować uprawianie ukochanej dyscypliny. Rzecz jasna dziewczyna nie zamierzała się poddać, nawet jeśli miało ją to kosztować trochę łez.