Wszystko potoczyło się fatalnie dla Polaków. Może poza finałowym skokiem Kubackiego, który awansował z 11. pozycji na szóstą. Wygrał prolog, w konkurs wszedł jednak przeciętnie. Atakował w drugiej serii, ale i tym razem nie był to skok olśniewający. Będący daleko za Polakiem Norweg Robert Johansson potrafił dolecieć do podium, przeskakując w serii finałowej aż 17 rywali. Po drugim miejscu w sobotę, Andrzej Stękała także w niedzielę skoczył z Polaków najlepiej. Został jednak zdyskwalifikowany za zbyt długie narty. - Zabrakło wagi - powtarzał. Przed swoją próbą pił wodę, ale nic to nie dało. Trochę to nawet irytujące, bo jak powiedział ekspert TVP Rafał Kot, narty skoczka można przyciąć nawet w ostatniej chwili, gdy okazuje się, że zawodnik ma kłopot z wagą. Trener Michal Doleżal ma szeroki sztab, który takie problemy powinien rozwiązać. Na tym złe wiadomości dla Polaków się nie skończyły... Piotr Żyła przepadł w pierwszej serii. Kamil Stoch zaliczył swój najgorszy weekend w tym sezonie. I to na "swojej" skoczni, na której wygrał pięć razy. W sobotę trzykrotny mistrz olimpijski był 20., w niedzielę skakał jeszcze słabiej (23. miejsce). - Na szczęście sezon się jeszcze nie kończy - skomentował gorzko. Wszystko to stało się w Zakopanem na dwa tygodnie przed mistrzostwami świata w Oberstdorfie. Jedyna nadzieja, że skoki to dyscyplina tak przewrotna i zagadkowa, że nie sposób niczego przewidzieć nawet w najbliższej przyszłości. Gdyby po tym co stało się w niedzielę na Wielkiej Krokwi wnioskować o szansach Polaków w MŚ, trzeba by je oceniać marnie. W skokach krajobraz zmienia się jednak jak w kalejdoskopie. Przed rokiem Kubacki jechał na Turniej Czterech Skoczni po 47. pozycji w konkursie PŚ w Engelbergu. I wygrał. Zanim Stoch zdobył swój pierwszy wielki tytuł - mistrza świata w Val Di Fiemme, wszedł w sezon 2012-2013 tak fatalnie, że wycofano go z rywalizacji w Pucharze Świata, by odbudował formę, trenując na skoczni w Ramsau. Można podać całą masę przykładów, kiedy skoczkowie odnosili sukcesy tuż po dotkliwych porażkach. Do dziś Wielka Krokiew uchodziła za skocznię niedostępną dla niedoścignionego lidera Pucharu Świata. Halvor Egner Granerud wygrał jednak niedzielny konkurs w Zakopanem i do Obertsdorfu pojedzie jako murowany faworyt. Identycznie było jednak pod koniec grudnia, gdy już wtedy zdecydowany lider PŚ przybył do Oberstdorfu na Turniej Czterech Skoczni. I przegrał go ze Stochem, który wcześniej nie wygrał w Pucharze Świata ani razu. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź</a> Dominator sezonu 2018-2019 Japończyk Ryoyu Kobayashi zdobył Kryształową Kulę w sposób olśniewający. Wygrał wtedy aż 13 konkursów Pucharu Świata. Ale na mistrzostwach świata w Seefeld nie stanął na podium w zawodach indywidualnych. Zdobył tylko brąz z drużyną. W skokach niczego przewidzieć nie sposób. To jedyna dobra wiadomość dla Polaków po tym, co wydarzyło się w niedzielę na Wielkiej Krokwi. Dariusz Wołowski, Zakopane