Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: W jakim miejscu jesteśmy na miesiąc przed finałem mistrzostw świata? Jan Szturc, wujek i pierwszy trener Adama Małysza: Po jednym słabym konkursie, a taki przytrafił się nam w Lahti, nie można mówić, że nasi skoczkowie są w dołku. Zwłaszcza że dzień wcześniej, w tym samym Lahti, zajęli drugie miejsce w turnieju drużynowym. I tam nie było jakiejś tragedii. Indywidualnie Kamil Stoch zajął w drużynowym konkursie trzecie miejsce. Natomiast faktycznie w niedzielę było źle. Nie z jednym, ale ze wszystkimi. Jeszcze miesiąc temu bym nie uwierzył, jakby mi ktoś powiedział, że Polaka nie ma w dziesiątce, że najlepszy z naszych zajął 11. miejsce. - Takie są jednak skoki. Przez miesiąc wiele się może zmienić. Nie siałbym jednak paniki, ani nie podawał informacji w stylu, że dzieje się coś złego. Dlaczego? - Proszę sobie przypomnieć, jak zaczynali Norwegowie, którzy dziś brylują. Na początku skakał tylko Granerud. Gdyby nie on, to pewnie mówilibyśmy, że jest z nimi bardzo źle. Teraz przyszła kolej na naszych. Myślę sobie jednak, że przy odrobinie spokoju nasza drużyna wyjdzie ponownie na prostą. Trenerzy na bieżąco wszystko analizują, więc wyłapanie błędów nie powinno być dla nich trudne. Mówi pan, że nie ma co siać paniki, a jednak poprzedni konkurs w Zakopanem też nam nie wyszedł. - Dodam, że w Titisee-Neustadt było to samo. Dalej jednak twierdzę, że to nie oznacza dołka, ani żadnego głębokiego kryzysu. Pewnie, że w Lahti spodziewaliśmy się czegoś więcej. Dwóch, może nawet trzech Polaków w dziesiątce. Wyszło jednak inaczej i trzeba to z pokorą przyjąć. Fizjolog austriacki współpracujący z kadrą weźmie pewnie zaraz wszystkie dane na warsztat i będzie wiadomo, co zmienić. Według mnie to jest kwestia drobnej kosmetyki, powrotu do sprawdzonego schematu, do czegoś, co robiliśmy wcześniej. Czyli polscy kibice mają spać spokojnie. Jest szansa na medal w Oberstdorfie? - Raz jeszcze powtórzę, to nie kryzys, ani też nawet nie żaden dołek. Jest jakiś drobny mankament, który powoduje błędy techniczne. Przykładowo Dawid Kubacki w obu skokach zrobił ten sam błąd. Obrał wysoką linię lotu, a potem spadał z góry. A na przykład u Kamila Stocha było widać, że pozycja dojazdowa jest nie taka, jak potrzeba. Ułożenie bioder było niewłaściwe. Na progu to przeszkadza, przekłada się na wynik. ZOBACZ TAKŻE: Adam Małysz podsumował konkursy w Lahti A co u innych? - U Piotrka Żyły też jest problem z dojazdem do progu. Jest jakiś taki pospinany. Potem, już w locie, on to wszystko dobrze kontroluje, ale do momentu odbicia jest zblokowany, co przekłada się na wynik. Idąc dalej, można dodać, że Andrzej Stękała ma problem z drugą fazą lotu. Tam jest wszystko dobrze na progu, ale w locie wyhamowuje, traci prędkość. Czyli u każdego można by coś znaleźć. To może przydałby się jakiś spokojny trening? Stefan Kraft odpuścił Zakopane. - To nie tak. Wszystko, o czym mówię, można zmienić w ciągu kilku dni. Wiadomo, że przed Willingen wiele czasu nie ma, bo to będą raptem dwa dni na spokojne treningi, ale w takim czasie można naprawdę dużo zmienić. Wystarczy trochę ćwiczeń ukierunkowanych na powrót do tego co było, żeby odtworzyć stary, dobry schemat. Nie ma się co na zapas martwić, bo ja sobie myślę, że to, co teraz sztab ustali z fizjologiem przełoży się na lepsze wyniki. W ten weekend nasi mogą znowu daleko łatać. A to nie jest tak, że mieliśmy szczyt formy na Turniej Czterech Skoczni, a teraz jest takie naturalne zejście w dół i na kolejny szczyt przyjdzie nam trochę poczekać? - Tego nie wiem, ale może trener skoczków zaplanował to tak, żeby dalekie loty były w Oberstdorfie. Wiadomo, że nie da się cały czas być na fali. To, co pan mówi, jest możliwe. Szkoleniowcy mają rozpisane plany, ale i też na bieżąco je korygują, bo wciąż coś wyskakuje, a w kwestii formy nie ma czegoś takiego jak wspólny mianownik dla całej drużyny, bo tu jest daleko posunięta indywidualizacja. Po Lahti na pewno zapadną decyzję odnośnie detali, co komu odjąć lub dodać. Tam potrzebne są ćwiczenia z imitacji. Na podstawie tego można zrobić wykres, sztab dostanie ważne informacje. Będzie wiadomo, co dalej z zawodnikiem zrobić, na co zwrócić uwagę. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Możemy jednak liczyć na to, że w Willingen nie będzie jeszcze gorzej? - Tak, jak mówiłem, to nie jest aż tak dalece kryzysowa sytuacja, żeby nie można było nad tym zapanować. Trzeba zrobić korekty i spokojnie zaczekać, a wyniki wrócą. Dariusz Ostafiński, Polsat Sport