W Polsce skoki narciarskie wciąż cieszą się dużą popularnością, czego potwierdzeniem są ostatnie wyniki oglądalności. Niedzielny konkurs Pucharu Świata w Zakopanem śledziło w TVP 1 średnio 3 mln widzów (5,3 mln widzów w momencie najwyższej oglądalności), z kolei dzień wcześniej "drużynówkę" oglądało średnio 2,4 mln osób. Skoki narciarskie czeka rewolucja? To nie zmienia faktu, że obecnie pucharowe zawody "od deski do deski" śledzą tylko pasjonaci. Jak zdradził w rozmowie z TVP Sport dyrektor Pucharu Świata Sandro Pertile, FIS jest świadomy, że podczas konkursów są dwa momenty, które mniej interesują kibiców. - Pierwszy moment, który nie przyciąga widza przed telewizorem, to chwile po starcie pierwszej serii. Drugi to początek drugiej - zauważył. Federacja nie zamierza jednak ograniczać liczby zawodników startujących w pierwszej serii oraz kwalifikujących się do drugiej. - Po wstępnej analizie sytuacji wiemy, że obcięcie liczby skoczków na tę chwilę nie jest możliwe. Ale możliwe jest sprawienie, aby ci najlepsi pojawiali się wcześniej niż po kilkudziesięciu minutach pierwszej serii - stwierdził. Według Pertile dobre rozwiązanie stosowane jest w biegach narciarskich, gdzie w wyścigach indywidualnych na czas najlepsi zawodnicy są rozstawieni na liście startowej zgodnie z ich pozycją rankingu. - Ruszają między słabszymi, są z nimi wymieszani. Dzięki temu widz co jakiś czas dostaje kogoś ze ścisłego topu i pozostaje żywo zainteresowany transmisją - stwierdził. Jak dodał, podobne rozwiązanie może zostać zastosowane w konkursach skoków narciarskich. By tak się stało, jego pomysł musi najpierw przedyskutować rada FIS.