- Wszyscy mówili, że w Willingen już dalej się nie da, a on to zrobił - cieszy się Wojciech Fortuna, mistrz olimpijski z Sapporo. - Klimek wykorzystał warunki wietrzne i skoczył jak prawdziwy czempion. Może dzięki temu skokowi na dobre się odblokuje - zauważa Fortuna. Do jego domu szły pielgrzymki 31 sierpnia 2004 roku, w dniu 10. urodzin błysnął na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Skoczył 135,5 metra. 4,5 metra mniej od oficjalnego rekordu. Okrzyknięto go następcą Adama Małysza, a do jego domu ustawiła się kolejka dziennikarzy. Każdy chciał wiedzieć, kim jest cudowny chłopak Klimek Murańka. - Ta popularność go przytłoczyła - zauważa Apoloniusz Tajner, prezes PZN. - Miał pecha, że oddał tak daleki skok w erze Małysza, bo z miejsca wszyscy się nim zainteresowali. To zakłóciło u niego cały proces rozwoju osobowości - dodaje działacz. Murańka już w wieku 10 lat pozyskał sponsora - firmę ABM Jędraszek. Dostawał roczne stypendium w wysokości 10 tysięcy złotych, do tego otrzymał 4 tysiące na zakup sprzętu sportowego. W umowie miał też zapisane nagrody za wybitne osiągnięcia. W kolejnych latach zainteresowanie Murańką nie słabło. - W 2008 roku redakcja Przeglądu Sportowego wysłała mnie nawet na zawody Pucharu Interkontynentalnego, w których miał debiutować - wspomina Leszek Błażyński, autor książki "Skok do piekła". - Pech chciał, że Murańka został wtedy zdyskwalifikowany, bo miał za długie o 5 centymetrów narty. Tata go pocieszał, mówił, że w niedzielę będzie lepiej, a potem pojechał na poszukiwanie krótszych nart. Opłaciło się. Na drugi dzień zajął 7. miejsce. Spalał się psychicznie W 2008 roku miało miejsce kolejne ważne wydarzenie w sportowej karierze Murańki. Debiutował wtedy w Pucharze Świata na dobrze sobie znanej skoczni w Zakopanem. Był najmłodszym uczestnikiem. Miał zaledwie 13 lat. Nie powtórzył jednak wyczynu 10-latka. Nie skoczył 135,5 metra, lecz zaledwie 88,5 metra. Zajął ostatnie miejsce. - Tak bardzo się zestresował, że spalił się psychicznie - stwierdza Błażyński. Wszyscy dziwili się, że następca Małysza wypadł tak słabo. Przecież to nie tak miało wyglądać. Murańka miał iść jak burza niczym Gregor Schlierenzauer, cudowne dziecko austriackich skoków. - Pod względem talentu Klimek był nawet lepszy od Adama, ale tam wiele rzeczy nie zagrało. O braku spokoju wspominałem. Dodam, że ta jego kariera była zbyt agresywnie prowadzona przez rodziców. Potem jeszcze doszły problemy z oczami - opowiada Tajner. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Nie widział, ale skakał W pewnym momencie skakał, choć nie widział, jak trener macha chorągiewką. - W jednym oku miał 75 procent utraty wzroku, w drugim 85. Dopiero jak wywinął salto na skoczni, to się dowiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Musiał poddać się zabiegowi, a po nim miał przerwę. Nie mógł skakać, żeby nie podnosić ciśnienia w gałkach - dodaje prezes PZN. Problemy z oczami mocno go wyhamowały. - Mógł je rozwiązać wcześniej, ale się bał, że w ogóle zabronią mu skakać. Ryzykował, tak bardzo kochał skoki - kwituje ten wątek Błażyński. Kruczek podciął mu skrzydła Po rozwiązaniu problemów z oczami wrócił, a w 2014 roku miał nadzieję, że znajdzie się w kadrze na Igrzyska Olimpijskie w Soczi. Trener Łukasz Kruczek długo zwlekał z ogłoszeniem nominacji, by w końcu przekazać, że Murańka nie jedzie. Wybrał Dawida Kubackiego. Klemens mocno to przeżył. - Po dzisiejszym dniu nie wiem, czy warto marzyć i czy warto pracować w pocie czoła - napisał w mediach społecznościowych, a jego tata mówił, że syn jest tak załamany, że nie chce jechać na mistrzostwa świata juniorów. Fortuna mówił wtedy o Murańce, który harował, jak wół, a w nagrodę dali mu bilet na zawody juniorskie. - On bardzo się na to Soczi nastawiał, przygotował sobie nawet specjalny kask z podobizną Jana Pawła II - przypomina Błażyński, a Fortuna dodaje: - Wtedy uważałem, że powinien był dostać szansę, jako ten zdolny junior. Stało się inaczej. W ogóle to on przez lata był hamowany w rozwoju przez takie dziwne decyzje. Zawsze był w tej drugiej grupie i nawet jak bardzo się starał, to nie dostawał prawdziwej szansy. Teraz gdy czeski trener połączył kadrę A i B nagle Murańka wystrzelił. To najlepszy dowód na poparcie mojej tezy. Przed nim 5 lat skakania na wysokim poziomie Od pamiętnego skoku Murańki na Wielkiej Krokwi minęło 17 lat. W miniony weekend w Willingen pokazał, że jeszcze może być tym następcą Małysza. - Za wcześnie go nim okrzyknięto. Był dzieckiem, od którego wymagano zbyt wiele. To nie mogło się udać - komentuje Błażyński. Teraz się uda? W to wierzy prezes Tajner. - Za nim najważniejszy weekend. Jest teraz w najlepszym wieku do osiągania sukcesów. Dojrzał, uregulował wszystkie problemy. Teraz to jest taki zawodnik, co ma przed sobą cztery, pięć lat skakania na wysokim poziomie. Przyszłość przed nim. - Pokazał who is who - mówi Fortuna. - A my się tylko możemy cieszyć, bo jak nasi trzydziestolatkowie skończą, to wiemy, że polskie skoki mogą liczyć nie tylko na Andrzeja Stękałę, ale i też na Klimka.