- Myślę, że nawet pół roku temu, gdyby ktoś tak mi przepowiedział, tobym nie uwierzył - mówił w niedawnej obszernej rozmowie z Interią Stękała, gdy zapytaliśmy go, czy gdyby jeszcze niedawno ktoś mu powiedział, że pojedzie na mistrzostwa świata i indywidualnie zajmie 30. i 21. miejsce, a w drużynie wywalczy brąz, to trudno byłoby mu uwierzyć. O takim sezonie Stękała marzył od zawsze, ale nawet jemu już się wydawało, że chyba śni o czymś, co pozostaje poza granicą jego możliwości. W pewnym momencie właściwie już uznał, że dalsze uprawianie tego sportu pozbawione jest sensu, ale wówczas wydarzyło się coś nieracjonalnego. Nierozsądna wydawała się decyzja trenera z zaplecza Macieja Maciusiaka, który wiele ryzykował, postępując w opozycji do ówczesnego szefa, czyli głównego szkoleniowca Stefana Horngachera. Austriak już nie widział przyszłości dla Stękały. - Akurat wtedy byłem trenerem w kadrze B, gdy Andrzej Stękała trafił do nas w połowie sezonu. Była trudna sytuacja, bo chcieliśmy go zachować i przekonać, żeby nie rezygnował i nie kończył kariery, ale też z góry były inne naciski. Myśmy byli za tym, żeby Andrzeja nie tracić, aby dalej trenował - mówił w innej rozmowie z Interią Robert Mateja, były skoczek z czasów Adama Małysza. Tę samą wersję, nieco innymi słowami, potwierdził na antenie Eurosportu Krzysztof Biegun, inny z utalentowanych zawodników, który przedwcześnie zakończył karierę.- Andrzej miał ciężką sytuację w kadrze, kiedy zaczęły się jego problemy. Nie dogadywał się z trenerami, później go z niej wyrzucono. Nie miał łatwo, wierzył w niego trener Maciej Maciusiak. Pozwolił mu jakby trochę na siłę, nawet na przekór Stefanowi Horngacherowi, bo on nie chciał, żebyśmy trenowali przy kadrze. Maciek uparł się na Andrzeja i tak go wyciągnął na wyżyny. To bardzo ciekawa historia - powiedział 26-latek z Gilowic. W tym samej wypowiedzi, przy okazji finałowych zawodów sezonu 2020/21 w Planicy, Biegun porównał swoją ówczesną sytuację do tej Stękały. - Andrzej po prostu dalej miał możliwość trenowania przy kadrze, a ja takiej możliwości nie miałem. To tak w dużym skrócie. Ale oczywiście wielkie brawa dla niego za ten sezon. Gratuluję mu osobiście i bardzo się cieszę jego szczęściem, bo przeszedł bardzo dużo - powiedział. Na potwierdzenie tych słów Biegun przedstawił krótką historię, jaka rozegrała się w maju 2020 roku. I trzeba przyznać, że ta opowieść robi wrażenie... - Wiemy też, że Andrzej musiał ciężko pracować, jako kelner. Nawet przypomina mi się sytuacja z moich urodzin z tamtego roku, gdy napisał mi SMS-a, żebym do niego zadzwonił. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. A on chciał mi złożyć życzenia, ale nawet na karcie nie miał pieniędzy, żeby samemu zadzwonić. Tak że Andrzej naprawdę nie miał łatwo. Teraz na pewno się odkuje, przeżył sezon życia, a do tego na pewno fajnie zarobił. To będzie dla niego motywacja na kolejne lata. Myślę, że za kilka lat może być w tym samym miejscu, co Kamil Stoch, Dawid Kubacki, czy Piotr Żyła. Na pewno go na to stać - powiedział dla Eurosportu Biegun. Oby bieda już nigdy nie zaglądnęła Stękale w oczy. Jak wyliczono, w sezonie 2020/21 nasz skoczek zarobił ok. 260 tysięcy złotych, plasując się pod tym względem na 15. miejscu wśród skoczków Pucharu Świata. AG