Jeśli ktoś miałby zamiar wyciągać wnioski po wczorajszych kwalifikacjach do niedzielnego konkursu indywidualnego i utyskiwać, że tylko Dawid Kubacki zmieścił się w najlepszej "10", to chyba jednak warto nieco ochłonąć i dać sobie czas na ewentualne surowsze recenzowanie. W tego typu zmaganiach głównie chodzi o to, by wykonać robotę, czyli uzyskać awans do konkursu, więc pod tym względem wpadki nie zaliczył żaden z naszych wiodących reprezentantów. Ogółem do zawodów zakwalifikowało się ośmiu z trzynastu "Biało-Czerwonych". Do rozsądku na starcie sezonu odwołują się także najważniejsi ludzie w naszych skokach, czyli dyrektor Adam Małysz i prezes PZN-u Apoloniusz Tajner. Układ sił najpewniej uformuje się dopiero za kilka tygodni, więc ewentualny brak zwycięstw lub miejsc na podium w pierwszych konkursach, nie powinien skłaniać do histerycznych reakcji. Jednak oczekiwania są tu i teraz, z czego wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, łącznie z trenerem Michalem Doleżalem. Czeski szkoleniowiec zdecydował się na niełatwą misję, wchodząc w monstrualne buty Stefana Horngachera i, aby jak najdłuższej w nich wytrwać, nie ma wyjścia, jak prowadzić kadrę do kolejnych zwycięstw. Choć już sama decyzja, by objąć kadrę świadczy niewątpliwie o mentalnej sile Doleżala, to jednak - w porównaniu z poprzednikiem - różni go sposób bycia i relacja z zawodnikami. "To nie jest tak, jak ze Stefanem, którego chłopaki się wręcz bali, bo był bardzo stanowczy. Z Doleżalem wszystko wygląda bardziej na zasadach partnerskich, ale chłopaki mu ufają, a to już połowa sukcesu" - przekonuje Małysz w rozmowie z "Przeglądem Sportowym", jednocześnie kreśląc charakter i osobowość Horngachera. "To niesamowity fachowiec i człowiek pełny charyzmy. Wiedział, gdzie, jak i po co idzie, ale jednocześnie umiał współpracować z innymi. Ostatecznie jednak to on decydował o wszystkim, był prawdziwym szefem. Takich trenerów jest bardzo mało. Nasi skoczkowie nie są najmłodsi, ale czuli przed nim potężny respekt. Może Michal nie ma takiej charyzmy jak Stefan, że walnie pięścią w stół i chłopaki robią to, co mówi, choćby ze strachu, ale ma inne zalety. (...) Podąża różną drogą niż Stefan, ale do tego samego celu" - uspokaja Małysz. W tej samej rozmowie "Orzeł z Wisły" jasno dał do zrozumienia, jaką pozycję w reprezentacji ma Kamil Stoch i co rozumie się przez rolę lidera w kadrze skoczków. Tu nawet chwilowa niedyspozycja nie sprawi, że "Orzeł z Zębu" w jednej chwili zostanie zdegradowany. "Dopóki skacze Kamil Stoch, to on jest liderem. Sytuacja wygląda jak z Robertem Lewandowskim na boisku. Czasem może nie strzelać goli, ale to kapitan" - rozstrzygnął nasz były genialny skoczek. Art