Skocznia narciarska w Wiśle - Malince została oficjalnie otwarta w 2008 roku. Obiekt przez kilkanaście lat zdążył już na stałe wpisać się do kalendarza Pucharu Świata. W tym czasie skocznia przeszła między innymi montaż torów lodowych, pozwalających na organizację zawodów zimą w mniej sprzyjających warunkach atmosferycznych. Jak dowiedział się portal Skjumping.pl, wkrótce wiślański obiekt ma przejść kolejną modernizację. Okazuje się, że ta nie byłaby konieczna tak szybko, gdyby wcześniej użyto odpowiednich materiałów. "Uważam, że popełniono duży błąd przy budowie skoczni. Użyto niewłaściwych materiałów. To nie była impregnacja drewna, która pozwoli je zachować w niezmienionym stanie przez dwadzieścia lat. Dziś widzimy tego konsekwencje" - powiedział Andrzej Wąsowicz, który skocznię w rodzinnym mieście Adama Małysza zna, jak własną kieszeń. Pogoda uniemożliwia remont Działacz przyznał, że obawia się załamań zeskoku po pracy ratraków na mokrym śniegu. Ma nadzieję, że znajdą się jednak fundusze, aby te szkody naprawić. Tej wiosny trudno jednak o stałą pogodę, która umożliwiłaby przeprowadzenie prac. Wkrótce zapowiadane jest bowiem kolejne załamanie pogody, a na skoczni wciąż zalega śnieg. Konieczne jest bowiem zdjęcie igelitu oraz wymiana części desek, a także właściwa impregnacja drewna. Wymianie mają ulec również drewniane bandy. Planowany czas remontu wyniesie ponad miesiąc. Celem jest zatem zdążyć przed najbliższymi zawodami. Te mają odbyć się 17 lipca w ramach inauguracji Letniego Grand Prix w skokach narciarskich. A