Bomba wybuchła w piątek, kiedy Doleżal ogłosił, że jego umowa nie zostanie przedłużona. Po tej deklaracji ruszyła lawina. Szambo wylało się na Polski Związek Narciarski, nawet nie za samo zwolnienie, a za jego sposób. Trzeba przyznać, że bardzo słusznie. Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła poszli jednak krok dalej i otwarcie krytykowali samą decyzję. Sezon był na finiszu, wszystkie docelowe imprezy się odbyły, zawodnicy przyjechali do Planicy, aby cieszyć się dalekimi lotami, bo o nic już nie walczyli. Nie musieli w pełni koncentrować się na skokach, więc poszli na wojnę ze związkiem, choć lepiej chyba, żeby skupili na tym, jak poprawić swoje skoki w kolejnym sezonie. Skoczkowie jak piłkarze? Nic z tych rzeczy Przecież zawodnicy nie są od wyboru trenera. Ok, mogą wyrazić swoją opinię, ale tak naprawdę nikt nawet nie musi pytać się ich o zdanie. Niedawno, przy wyborze selekcjonera piłkarskiej reprezentacji też mówiło się, że zawodnicy życzyliby sobie powrotu Adama Nawałki. Tak się nie stało. Wybrano Czesława Michniewicza, ale żaden z piłkarzy nie powiedział choćby słowa krytyki, bo mają świadomość, że mają wspólny cel. W piłce nożnej funkcjonuje też pojęcie "gry przeciw trenerowi". Obawiam się, że pierwszy taki przypadek może być w polskich skokach. Skoro Stoch potrafił szantażować związek wizją zakończenia kariery, to nie wiadomo, czy nie jest w stanie posunąć się też do tego, aby skakać słabiej, co miałoby spowodować zwolnienie trenera. Teoretycznie może sobie na to pozwolić, bo w skokach wygrał już wszystko. Michal Doleżal jedynym wygranym, mimo zwolnienia To co zrobiła trójka zawodników, jest karygodne. Opierali się na strzępkach informacji, jak np. w sprawie rzekomej chęci wycofania się sponsorów ze PZN, co okazało się totalną bzdurą. Ich reakcja na zwolnienie pokazuje, że chcieliby decydować o wszystkim wokół, a może trzeba skupić się na pracy, żeby poprawić wyniki? Przecież to tak, jakby pracownik decydował o tym, kto ma być szefem w firmie, w której pracuje. Nikt na tym dobrze nie wyszedł, no może poza trenerem, który jako jedyny, zachował się jak mężczyzna. Związek na tym stracił sporo, ale zawodnicy też w tej sytuacji się nie odnaleźli. Ewidentnie pomylili role. A może, z racji wieku, szykują się do zakończenia kariery i widzą się już w roli działaczy? Jeśli tak, to niech najpierw wejdą do zarządu związku, wygrają wybory, wtedy będą mogli podpisać nawet dożywotni kontrakt z Doleżalem. Dopóki skaczą, są po prostu zawodnikami i w pierwszej kolejności powinni skoncentrować się na swojej robocie, czyli dalekich i dobrych skokach, bo to, w zakończonym już sezonie, nie za bardzo im wychodziło.