Za nami jeden z najważniejszych - o ile nie najważniejszy - punkt sezonu w kalendarium skoków narciarskich w tym sezonie - mistrzostwa świata w lotach narciarskich w Bad Mittendorf. Na skoczni Kulm indywidualnie najwięcej powodów do zadowolenia miał reprezentant gospodarzy Stefan Kraft, który wywalczył złoty medal. Drużynowo natomiast najlepiej spisali się Słoweńcy. Dowodzona przez trenera Thomasa Thurnbichlera reprezentacja Polski zajęła natomiast ósme miejsce. Wszystko przez decyzję dotyczącą Aleksandra Zniszczoła, który po swojej drugiej próbie został zdyskwalifikowany za nieregulaminowy kombinezon. W rywalizacji indywidualnej najlepszym z "Biało-Czerwonych" był Piotr Żyła, który zakończył zmagania na wysokiej, szóstej lokacie. Teraz czas na powrót do rywalizacji w Pucharze Świata w skokach narciarskich. W ten weekend zawodnicy będą mierzyć się na słynnym obiekcie Muehlenkopfschanze w Willingen. Jak zdecydował trener Thomas Thurnbichler, Polacy wystąpią w składzie: Dawid Kubacki, Kamil Stoch, Paweł Wąsek, Aleksander Zniszczoł, Piotr Żyła. Skoki narciarskie: Puchar Świata w Willingen. Rekord Klemensa Murańki niepobity do dziś Warto przypomnieć, że rekordzistą skoczni w Willingen jest inny z Polaków - Klemens Murańka. W 2021 roku nasz skoczek narciarski podczas kwalifikacji do zawodów Pucharu Świata sensacyjnie pofrunął aż 153 metry. "Ależ bomba" - krzyczał wówczas komentator. Przy próbie Polaka można było złapać się za głowę, a sam zainteresowany aż krzyknął z radości, ciesząc się z kapitalnego lotu. Tamtego dnia "Klimek" został 17. zawodnikiem w historii (w tym trzecim Polakiem po Adamie Małyszu oraz Andrzeju Stękale), który pokonał granicę 150 metrów na skoczni w Willingen. Oficjalnie wciąż nikt nie pobił rekordu Klemensa Murańki, choć zdarzały się na Muehlenkopfschanze dalsze skoki. Wyjątkową - a przy tym przerażającą - bitwę na odległości mogliśmy podziwiać w minionym roku. Najpierw Ziga Jelar ustanowił nieoficjalny rekord skoczni, szybując 154,5 m w serii próbnej, a później w trakcie konkursu mikstów Timi Zajc osiągnął aż 161,5 m. Trudno jednak powiedzieć, by Słoweniec wylądował na tej odległości. Swój mrożący krew w żyłach skok kończył bowiem spadając z dużej wysokości na płaską już część zeskoku. I choć przewrócił się, na szczęście nie stało się mu nic groźnego.