Reprezentant Austrii, Thomas Diethart jechał na 62. edycję Turnieju Czterech Skoczni z dorobkiem dziewięćdziesięciu punktów w Pucharze Świata. Wcześniej próżno było szukać jego nazwiska w międzynarodowych zawodach. Jedynie w 2011 roku zajął 28. miejsce w konkursie rozgrywanym na Bergisel w Innsbrucku. Potem nastąpiła długa przerwa, która zakończyła się lokatami w "Top 10" w sezonie 2013/2014, w trakcie ostatniego weekendu przed świętami Bożego Narodzenia. Austriak nie był w gronie faworytów tej prestiżowej imprezy. Najczęściej wymieniano Kamila Stocha i zdobywcę Pucharu Świata 2012/2013 Gregora Schlierenzauera. Oprócz nich na liście potencjalnych zwycięzców znaleźli się także Anders Bardal, Severin Freund i Andreas Wellinger. Jednak żaden z nich nie stanął na podium w Bischofshofen. Można powiedzieć, że ówczesny trener Austriaków Alexander Pointer miał na turnieju "asa w rękawie". Legendarny skoczek nie ma wątpliwości. Szykuje się polsko-norweski pojedynek Znakomite trzy dni w Engelbergu i plastron lidera dla Polaka Poprzedzające Turniej Czterech Skoczni konkursy w Szwajcarii miały zaskakujący przebieg. Podopieczni Łukasza Kruczka zaskoczyli rywali. Pierwsze zwycięstwo w międzynarodowych zawodach odniósł Jan Ziobro, a na podium stanął też Kamil Stoch. W niedzielę na pierwszy plan wyszedł już Stoch. Zwycięstwo i słabsze skoki Schlierenzauera w sobotę sprawiły, że Stoch opuścił Szwajcarię w plastronie lidera Pucharu Świata. Weekend przed Bożym Narodzeniem był dla fanów zimowej dyscypliny dużą niespodzianką. Jak się okazało, to nie koniec sensacji w sezonie 2013/14. Polska czekała trzynaście lat na kolejnego zdobywcę Złotego Orła. Po Adamie Małyszu o cenne trofeum miał powalczyć właśnie Stoch. Jednak to nie lider Polaków, a inny zawodnik zrobił wielkie show na TCS. Pierwsze skrzypce zagrał niespodziewanie młody Austriak. W kilka dni stał się gwiazdą skoków narciarskich. Ogromna sensacja! Diethart z przytupem zaczął wyścig o Złotego Orła. Co prawda, po pierwszym konkursie na skoczni Schattenbergschanze, liderem całego Turnieju Czterech Skoczni został Simon Amman, ale trzecie miejsce w zawodach przypadło Diethartowi, dla którego było to pierwsze podium w karierze. W noworocznym konkursie na Grosse Olympiaschanze w Garmisch-Partenkirchen podopieczny Poitnera zamienił się miejscem z Ammanem. Jako jedyny przekroczył 140 metrów w pierwszej serii zawodów. Tuż za nim uplasował się jego kolega z drużyny, Thomas Morgenstern, który kilka tygodni przed startem TCS miał poważny upadek na skoczni w Titisee-Neustadt. Diethart po rywalizacji w Niemczech odebrał Ammanowi żółtą koszulkę lidera całego cyklu. Sporą sensacją na tym turnieju były zawody w Innsbrucku. Z powodu złych warunków pogodowych wielokrotnie przerywano rywalizację. Wiatr rozdawał karty na skoczni. Najlepszym w jednoseryjnym konkursie okazał się... Ansi Koivuranta. Fin niespodziewanie stanął na najwyższym stopniu podium. Tuż za nim uplasował się Amman, który po trzech konkursach tracił 9,4.pkt do prowadzącego w turnieju Dietharta. Austriak w konkursie był piąty. Decydujące starcie Turnieju Czterech Skoczni 2013/2014 odbyło się jak co roku w święto Trzech Króli. Pochodzący z okolic Wiednia Thomas Diethart nie miał sobie równych. Wygrał konkurs i całą imprezę, czym zapisał się na kartach historii skoków narciarskich. Nikt nie spodziewał się, że Diethart będzie w stanie udźwignąć presję. Za nim w klasyfikacji byli sami mistrzowie olimpijscy. "W skokach ogromne znaczenie ma głowa. Psychika jest jednym z kluczowych elementów tej dyscypliny"- przyznał bohater Austrii. Co ciekawe, sensacyjny triumfator 62. edycji Turnieju Czterech Skoczni na treningi musiał jeździć bardzo daleko od domu. Tam, gdzie się wychował nie było żadnych gór. Jak widać, nie miało to żadnego znaczenia w jego rozwoju. Historia niczym z bajki. Wybitni skoczkowie nie mogli w to uwierzyć Forma Thomasa Dietharta wtedy eksplodowała. Nie tylko zawodnicy, ale i byli sportowcy zastanawiali się, jakim cudem młody Austriak osiągnął tak wielki sukces w zaledwie kilka dni. Warto dodać, że Thomas był wtedy najmłodszym od 15 lat zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni. Talent i...wielka słabość do różowych pluszaków. Tak Diethart celebrował wygraną Na podium stawał razem ze swoim... talizmanem, pluszową świnką. Thomas przyznał w mediach, że kolekcjonuje maskotki. Mężczyzna wierzył w to, że przynoszą szczęście na skoczni. Co ciekawe, kiedyś ojciec obiecał mu, że jeżeli wygra konkurs Pucharu Świata, w nagrodę dostanie prawdziwą świnię. Wielki sukces i... rozczarowanie. Austriak nie wrócił już do najlepszych Diethart w sezonie 2013/14 pojawił się znikąd i szybko stał się wielką gwiazdą. Na igrzyskach olimpijskich w Soczi zdobył srebrny medal z kolegami w konkursie drużynowym. Niestety, jak szybko błysnął, równie nagle zaczął spadać na dno. Skoczek kilka razy boleśnie upadł na skoczni. W 2016 sportowiec miał poważny wypadek w Brotterode. Doznał wstrząśnienia mózgu, miał pobijane nerki i płuca. W mediach opublikował zdjęcie mocno zranionej twarzy. Po tym incydencie "Didl" nie wrócił już do Pucharu Świata. Brał udział tylko w trzecioligowych zmaganiach. W listopadzie 2017 roku mężczyzna ponownie boleśnie zderzył się z zeskokiem. W 2018 roku zakończył karierę. Powód? Strach przed kolejnymi groźnymi upadkami. "To by było na tyle. Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali. Szczególnie rodzinie, przyjaciołom, kolegom z reprezentacji, trenerom i sponsorom. Będzie mi brakowało uczuć towarzyszącym lataniu na nartach"- oświadczył sportowiec. Jeszcze w 2021 r. przez moment planował wznowienie kariery, ale do tego nie doszło. Kilkanaście miesięcy temu Thomas Diethart został asystentem trenera w żeńskiej reprezentacji Austrii w skokach narciarskich, zajmuje się szkoleniem. Tytułu zwycięzcy Turnieju Czterech Skoczni już nikt nigdy mu nie odbierze. Niemcy z typami na Turniej Czterech Skoczni. "Nigdy nie skreślaj Króla"