Nie podlega żadnej dyskusji, że w tym sezonie polscy skoczkowie zawodzą. Rzecz jasna za wyjątkiem Aleksandra Zniszczoła, który przeżywa najlepsze chwile w karierze. Polski Związek Narciarski już podejmuje działania naprawcze, aby kolejna zima pozwoliła zapomnieć o tegorocznych wynikach. Dlatego też ma prowadzić zaawansowane rozmowy z jednym z najlepszych trenerów świata. Alexander Stoeckl może dostać pracę w Polsce. Miałby zarządzać skokami Jako pierwszy informacje o możliwym zatrudnieniu Alexandra Stoeckla podawał dziennikarz Interii Sport, Tomasz Kalemba. Natomiast z doniesień przekazywanych przez Sport.pl wynika, że Polski Związek Narciarski prowadzi coraz bardziej zaawansowane rozmowy z wieloletnim trenerem Norwegów. Austriak miałby zostać szefem polskich skoków. To nowe stanowisko, które będzie wprowadzone od kwietnia. Stoeckl ma się pojawić podczas finału w Planicy i odbyć rozmowy z Adamem Małyszem oraz Thomasem Thurnbichlerem na temat tego, jak miałaby wyglądać jego rola w polskich skokach. Jakiś czas temu na łamach "Dagbladet" Austriak mówił, że nie narzeka na brak ofert. Współpracę zaproponowali mu nawet Kazachowie, ale odmówił. Wspomniał wówczas o jeszcze jednej propozycji, ale nie zdradził szczegółów. Można zatem przypuszczać, iż chodziło mu właśnie o ofertę z PZN. Co ciekawe aż trzy federacje po sezonie będą zatrudniać szefów skoków we własnych strukturach - Polska, Austria i Norwegia. Mimo ostatnich napięć i buntu skoczków szkoleniowiec ma negocjować z Norwegami, a skłania go do tego sytuacja rodzinna. Tam wychowują się jego dzieci, ma też wybudowany dom i żona ponoć nie chciałaby przenosić się do innego kraju. Tyle że wiele argumentów może mieć po swojej Austria. W ojczyźnie Stoeckl z pewnością czułby się jak w domu, bo zna doskonale tamtejszy system, w którym przecież się wychował. PZN musi mieć zatem mocną kartę przetargową, jeśli chce go przekonać, ale nie jest to niemożliwe. Burza w Norweskich skokach. Zawodnicy wystąpili przeciwko Stoecklowi W połowie lutego, niedługo po nieudanych dla Norwegów mistrzostwach świata w lotach tamtejsi skoczkowie wystowowali list otwarty do federacji, skarżąc się na współpracę z Alexandrem Stoecklem. Zawodnicy zarządali pilnych zmian w sztabie szkoleniowym i mieli zwrócić szczególną uwagę na popsutą atmosferę. Szkoleniowiec po przeczytaniu listu był zszokowany zarzutami i miał żal do nich, że nie porozmawiali z nim osobiście. Od tamtego czasu Austriak nie jeździ z norweską kadrą na zawody Pucharu Świata, a zastąpują go asystenci. Kryzys u Norwegów widać gołym okiem. W klasyfikacji Pucharu Narodów zajmują dopiero czwarte miejsce i trudno wyborazić sobie, aby trzeci Słoweńcy dali im się wyprzedzić przed własną publicznością. Natomiast w pierwszej "15" Pucharu Świata plasuje się tylko dwóch skoczków z tego kraju - Marius Lindvik i Johan Andre Forfang. Norwegowie, czyli wybitni lotnicy nie zdobyli też nawet jednego krążka na mistrzostwach świata w lotach. To przydarzyło im się pierwszy raz w historii, bo o ile w w 2012 roku w Vikersund nie sięgnęli po medal w drużynówce, to srebro w konkursie indywidualnym zgarnął Rune Velta. Na dodatek tej zimy zupełnie pogubił się Halvor Egner Granerud, ubiegłoroczny zdobywca Kryształowej Kuli za Puchar Świata. Powodów do odejścia Stoeckla z norweskiego związku z jest zatem dużo. Austriak ma twardy orzech do zgryzienia, bo musi też patrzeć na rodzinę. Jego przyszłość z pewnością wyjaśni się w ciągu najbliższych tygodni.