Doleżal w piątek, przed kamerą "Eurosportu" ogłosił, że jego umowa z Polskim Związkiem Narciarskim nie będzie przedłużona. Był to punkt kulminacyjny całego zamieszania, związanego z posadą trenera polskiej kadry, gdyż media od tygodni spekulowały o możliwych zmianach. Nikt chyba nie mógł się jednak spodziewać, z jak gwałtowną reakcją Stocha, Żyły i Kubackiego się to spotka. Skoki narciarskie. Sensacyjny plan z Doleżalem w roli głównej? Lider naszej reprezentacji nie ukrywał w sobotę, że ma spory żal do władz PZN o to, w jaki sposób potraktowały one Czecha. "Popełnionych zostało mnóstwo błędów. Za każdym razem kosztowało nas sporo wysiłku, aby wracać potem na dobre tory. Te błędy popełniali jednak wszyscy. Mówi się, że kto pierwszy jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Moim zdaniem zaczęły się od góry, od prezesa, poprzez dyrektora sportowego, sekretarza generalnego, cały sztab, a skończywszy na nas samych" - mówił. Jak dodawał, czuje żal przede wszystkim dlatego, że zespołowi pod wodzą obecnego trenera nie dało się szansy na naprawienie pomyłek. Stoch zapowiedział też, że "będzie walczył" o Doleżala, oraz, jeżeli będzie taka konieczność, jest gotowy sam finansować swoje przygotowania. Wobec całego zamieszania nie można wykluczyć mocno sensacyjnego scenariusza, w którym (wciąż) aktualny trener Polaków pracuje z doświadczoną trójką Stoch/Żyła/Kubacki, podczas, gdy młodsi skoczkowie będą przygotowywać się do kolejnego sezonu pod wodzą innego szkoleniowca. Dziennikarze obecni w Planicy pytali nawet o taką ewentualność samego Doleżala. Jak przyznał (cytowany m.in. przez Piotra Majchrzaka ze "Sport.pl") - gdyby otrzymał taką propozycję, przystałby na nią. Sytuacja póki co wciąż wydaje się być rozwojowa. Nie da się jednak ukryć, że ogłoszenie rozstania z Doleżalem postawiło władze PZN w trudnej sytuacji negocjacyjnej z potencjalnymi kandydatami. Związek bowiem musi znaleźć nowego trenera - kandydaci jedynie mogą zgodzić się na współpracę.