Gdy na początku sezonu polskim skoczkom szło jak po grudzie, optymiści, w tym prezes PZN-u Apoloniusz Tajner wskazywali na fakt, iż mamy rok olimpijski i na prawdziwe skakanie przyjdzie pora dopiero w Engelbergu. Pożywką dla niepoprawnych optymistów były przebłyski geniuszu Kamila Stocha. Przede wszystkim ten z 11 grudnia, który dał trzecie miejsce, pierwsze w sezonie podium w Klingenthal. W momencie, gdy czwórka skoczków, na czele z Dawidem Kubackim, została odesłana do oślej ławki, na treningowe skoki w Ramsau. Skierowany do roli naprawiacza skoków Kubackiego, Jakuba Wolnego, Andrzeja Stękały i Jakuba Wolnego trener Maciej Maciusiak próbował zaklinać rzeczywistość: W znacznym stopniu czucie skoków wróciło Wolnemu, ale w nieco mniejszym Kubackiemu. Dziwnym trafem życie nie zareagowało na trenerską werbalną magię. Dawid Kubacki przebrnął wprawdzie przez I serię konkursu Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie, ale głównie dlatego, że Manuel Fettner zepsuł swój skok. Nawet zepsuta próba Austriaka dała mu większą odległość. Naszego Dawida uratowało natomiast znacznie większa bonifikata za wiatr. Misja Ramsau zakończyła się fiaskiem również dlatego, że ekipa oddała tam raptem po 10-12 skoków, a jednego dnia skocznie zablokowali gospodarze, w ramach Pucharu Austrii. Upadek formy Kamila Stocha Taktyka przykrywania kryzysu całej kadry niezłymi lotami Stocha zakończyła się również katastrofą. W końcu mistrz z Zębu zagubił się całkowicie i wczoraj został wycofany z Turnieju Czterech Skoczni. - Od początku skoki Kamila były dziwne, złe, tępy z progu. Nie miał prędkości, żeby odlecieć dalej. Gdyby trenerzy wiedzieli, gdzie leży problem, to już by to poprawili. To jest największy problem - powiedział z rozbrajającą szczerością na antenie Eurosportu Adam Małysz. Proszę zwrócić uwagę, że dyrektor nie używa sformułowania "trener", by podkreślić pozycję Michala Doleżala, tylko "trenerzy", a to wygląda nieco na rozmywanie odpowiedzialności. PZN przespał moment na mocną reakcję PZN przespał moment na korekty w sztabie szkoleniowym. Na początku grudnia, po spalonych skokach w Wiśle była jeszcze na to pora. Teraz pozostaje nam typowo polskie czekanie na cud. A nuż w Pekinie przez przypadek zdobędziemy medal. - Dobrze pan powiedział, że jeśli już coś wywalczymy to przez przypadek. Byle tylko ewentualny medal nie przykrył prawdziwych problemów polskich skoków, jak zbyt łatwe przekreślanie talentów - grzmiał na łamach Interii doświadczony trener, dwukrotny olimpijczyk Kazimierz Długopolski. Jakub Kot: W kadrze iskrzy. Ustalmy, kto kieruje okrętem! - Widzimy, że w kadrze trochę iskrzy. Z drugiej strony, trudno, żeby nie iskrzyło w takiej sytuacji. Widzimy sprzeczne wypowiedzi. Dyrektor mówi swoje, trener ze sztabem swoje. Nie ma jednego stanowiska. Tu trzeba tupnąć nogą i powiedzieć: "Panowie, żarty się skończyły. Robimy to i to". A nie tak, że w jednym momencie trener Doleżal jest chwalony przez Adama Małysza, a w innym on sugeruje coś innego niż trener mówi. Po mistrzostwach Polski też były słowa prezesa Tajnera, że już dobra forma przyszła, a teraz Adam Małysz mówi, że belki najazdowe były wysokie i zaburzyły odbiór sytuacji. Widać, że jest nie dwugłos, tylko nawet trójgłos. Tymczasem żarty się skończyły, zegar olimpijski tyka. Nadszedł najwyższy czas, aby ustalić, kto za jaki sznurek ciągnie, kto kieruje tym okrętem. Mimo wszystko musimy obrać rejs na Pekin - punktował na antenie Eurosportu Jakub Kot. CZYTAJ TEŻ: Jak odbudować Kamila Stocha?Dzisiaj mija miesiąc do igrzysk. Kamil Stoch wróci do źródeł, będzie trenować w Zakopanem. Pytanie tylko, kto jest mu w stanie pomóc, z kim ma tam trenować?Michał Białoński, Interia