Przyjazd Roberta Lewandowskiego na konkurs lotów narciarskich do Oberstdorfu był nie lada atrakcją, nie tylko dla polskich zawodników, ale też dla dziesiątek tysięcy kibiców na skoczni. Polak nagle znalazł się w centrum uwagi wszystkich. - Okazał się normalnym, skromnym gościem. Ale też trochę mu współczuliśmy - powiedział dziś w rozmowie z Interią Maciej Kot.
Nasi skoczkowie mieli "cynk", że Lewandowski pojawi się na "mamucie" w Oberstdorfie. - Wiedzieliśmy, że ma być, ale to była informacja niepotwierdzona. Powiedziano nam, że będzie Robert, ale nie wszyscy w to do końca uwierzyli. Jak to, tak wielka gwiazda przyjedzie na skoki? Ale przyjechał i chwała mu za to. Bardzo szanuję fakt, że, mimo treningu w niedzielę rano, wsiadł w auto, przyjechał i znalazł czas, żeby z nami się spotkać - opowiadał Kot.
Zdjęcia "Lewego" na narciarskim obiekcie wśród rzeszy fanów i najlepszych skoczków świata obiegły wszystkie agencje. "Fotkę" z Polakiem chciał mieć każdy, łącznie z czołowymi zawodnikami z Niemiec czy Austrii. Do zdjęcia z "Lewym" ustawiali się najlepsi "lotnicy" weekendowych konkursów: Stefan Kraft i Andreas Wellinger.
- Była to niesamowita frajda, bo wszyscy jesteśmy kibicami piłki nożnej. Robert okazał się normalnym, sympatycznym, skromnym gościem. To też oczywiście wpłynęło na to spotkanie, można było normalnie porozmawiać - mówił Kot.
- Dzięki takim spotkaniom kluby i zawodnicy zyskują nowych fanów. Ja też nie interesowałem się aż tak piłką niemiecką, a po takim spotkaniu będę częściej spoglądał na Bayern Monachium - dodał nasz czołowy skoczek.
Był to też moment wielkiej dumy z polskości i naszych osiągnięć. Na skoczni w Niemczech świetnie spisywali się nasi skoczkowie, a kibicujący im najlepszy polski piłkarz był rozchwytywany.
- Robert pokazał swoim przyjazdem i tym, jak to zostało odebrane przez kibiców, organizatorów, media, jak Polak może wybić się na świecie i go zawojować. Dusza i serce się radowały, patrząc na to - ocenił Kot.
- Taka popularność Polaka w Niemczech kiedyś była nie do pomyślenia, a dziś Robert cieszy się tam takim szacunkiem i sympatią, że miło było patrzeć - dodał.
- Ale też trochę mu współczuliśmy, gdy na każdym kroku ktoś chciał zrobić sobie z nim zdjęcie. Ta popularność też trochę daje w kość - podkreślił skoczek z Zakopanego.
Waldemar Stelmach