To Kamilowi Stochowi poszło najlepiej z całej grupy Polaków podczas czwartkowych kwalifikacji do konkursu głównego w Planicy. Po próbie na 224 metry zajął 10. miejsce. Podpytywany o to, czy w końcówce sezonu i na słoweńskim obiekcie doświadczenie jest kluczowym czynnikiem, podzielił się swoją refleksją. "Bardziej chyba chodzi o dyspozycję w danych momencie. Jak się człowiek męczy ze skokami, to przy większej prędkości, większych oporach też jest trudniej. Teraz skaczę na tyle stabilnie, że czuję się okej i mogę ulepszać skoki w trakcie zawodów" - mówił. Z Planicą ma wiele świetnych wspomnień. To tam w 2006 roku poznał Ewę Bilan, którą poślubił kilka lat później. I to tam w 2017 roku oddał skok, którym pobił rekord Polski i rekord skoczni. Nie obyło się jednak wówczas bez kontrowersji. Dobre wiadomości od Kamila Stocha. To może uspokoić kibiców. "Człowiek nie może się doczekać" To był fenomenalny skok Kamila Stocha w Planicy. Norwedzy chcieli mu wówczas... cofnąć rekord W marcu w 2017 roku Kamil Stoch zachwycił kibiców, oddając skok na dalekie 251,5 metra. Trafił na doskonałe warunki, które wykorzystał. "Już jest w powietrzu. Ma silny wiatr pod narty, bardzo silny. Piękna, nienaganna sylwetka i.... jest, jest, jest! Pięknie to zrobił, leciutko" - komentował wówczas Włodzimierz Szaranowicz. Rzecz jasna, skoczek nie był wówczas w stanie wylądować telemarkiem i nisko przykucnął. Mimo to dostał dość wysokie noty. I właśnie to wywołało największe kontrowersje. Protestowali zwłaszcza Norwegowie. "Moim zdaniem ten rekord powinno się cofnąć. Sędziowie nie potraktowali tej próby jako upadek, ale sam skoczek powinien wiedzieć, czy ustał, czy nie. Sytuacja była jasna, śnieg aż trysnął, a jego kombinezon był mokry" - oceniał ekspert norweskiej telewizji NRK oraz były skoczek narciarski, Johan Roman Evensen. Według niego kluczowa była odległość stanowisk sędziowskich od zeskoku. Co na to wszystko Stoch? Pretensje nie popsuły mu radości. "Uderzyłem trochę tyłkiem o zeskok, ale bądźmy poważni. Jak uderzasz o ziemię z prędkością 140 km/h, ciężko, żeby nogi się nie ugięły. Na szczęście tylko delikatnie 'drapnąłem'" - wyjaśniał wówczas w rozmowie z TVP Sport. Rekord oczywiście został uznany, a skok Kamila na zawsze zapisał się w pamięci kibiców skoków narciarskich. Polak szalał w Planicy. Rekord za rekordem. "Świetne przywitanie"