W piątek 18 stycznia na Wielkiej Krokwi odbędą się kwalifikacje, dzień później konkurs drużynowy, a w niedzielę zawody indywidualne. W ostatnich dniach zima dała znać o sobie, nie tylko w Polsce. Potężne opady śniegu o mało nie sparaliżowały końcówki Turnieju Czterech Skoczni. Także w polskich górach spadło mnóstwo białego puchu. Sytuacja na Wielkiej Krokwi jest jednak pod kontrolą. - Na razie się mobilizujemy na FIS Cup w najbliższą sobotę i niedzielę. To takie zawody na przetarcie. Spadło bardzo dużo śniegu i musimy wszystko wywieźć. W poniedziałek od pierwszej w nocy do rana wywozili, we wtorek od 17 ponownie zaczęli. To jest w tej chwili nasza główna troska - mówił nam wczoraj wieczorem Kozak. Jak dodał, to w mniejszym stopniu dotyczy skoczni. - Sama skocznia to jest kwestia jednego dnia. Rozbieg mamy gotowy do skakania w każdej chwili. Musimy przede wszystkim usunąć śnieg z otoczenia, skoro na Puchar Świata ma przyjść 30 tysięcy ludzi. Zwłaszcza, że zapowiadają dalsze opady - zaznaczył szef TZN-u. Bilety na konkursy już się sprzedały. W Zakopanem śledzą uważnie prognozy pogody, które nie są aż tak pesymistyczne, ale... - Śledzić można, ale z doświadczenia wiem, że z pogodą bywa różnie. Na szczęście człowiek na nią nie ma wpływu. Trzeba się przygotować na najgorsze. To powiedziałem dzisiaj na krótkiej odprawie - powiedział Kozak, zaznaczając, że nie dopuszcza myśli o nierozegraniu zawodów. - O tym nie myślimy w ogóle. Trzeba zawsze pozytywnie patrzeć na świat (śmiech), ale do tej pozytywnej oceny trzeba również się przygotować - podkreślił. Nieprawdą okazała się wiadomość, jakoby Zakopane miało duże szanse na zorganizowanie w styczniu dodatkowego-trzeciego konkursu w miejsce odwołanych grudniowych zawodów w niemieckim Titisee-Neustadt. Kozak nazwał to "wiadomością medialną, niusem, który żył swoim życiem". - Była rozmowa z dyrektorem PŚ Walterem Hoferem, ale tylko na zasadzie, czy dacie radę. Zawsze musimy przeanalizować sytuację. Łatwo jest podjąć się czegoś, a potem wywinąć orła - zaznaczył nasz rozmówca. Kozak nie chciał zdradzić, jakie atrakcje szykowane są dla kibiców pod Wielką Krokwią. - Muszą być zachowane w tajemnicy, żeby były atrakcjami. Imprezę głównie tworzą skoczkowie, a jak publika współgra to jest idealnie - powiedział. W 2017 roku konkurs PŚ w Wiśle niespodziewanie wygrał Junshiro Kobayashi. Zaskoczył nawet organizatorów, którzy na konferencji prasowej po zawodach nie mieli japońskiego tłumacza. W obecnym sezonie na skoczniach rządzi jego brat Ryoyu. Nie zaskoczy organizatorów w Zakopanem? - Na migi dogadujemy się po japońsku bez problemu - śmieje się Kozak. - Pod tym względem jesteśmy przygotowani - dodaje na poważnie. W jakiej formie zjawią się pod Tatrami nasi skoczkowie? Na zakończonym w ostatnią niedzielę Turnieju Czterech Skoczni najlepiej wypadł Dawid Kubacki, który zajął czwarte miejsce. Bliski optymalnej formy jest Kamil Stoch, ale wciąż jeszcze brakuje mu błysku i popełnia drobne błędy. - Turniej był na bardzo wysokim poziomie. Kobayashi troszkę odskoczył od rzeczywistości, czyli od reszty. Nasi nie dali plamy, ale nie dali też jakiegoś strzału, oprócz Kubackiego. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i chcielibyśmy, żeby Polacy zajęli cztery pierwsze miejsca. A jakiś kryzysik przecież zawsze może się zdarzyć - podkreślił szef TZN-u. - Wielką klasę pokazał Kamil Stoch, który, mimo że robi błędy, i tak utrzymuje się w czołówce. Maciek Kot chyba jest fizycznie przygotowany, ale problem leży gdzieś z tyłu głowy. Nie jestem fachowcem od skoków, żebym rozstrzygał jego problemy. Sztab szkoleniowy musi to rozwiązać. Rozmawiałem kiedyś z Adamem Małyszem i on powiedział: "przecież ja też miałem taki moment, że zapomniałem skakać". W tej dyscyplinie postępuje to błyskawicznie i czasami nie wiadomo, o co chodzi. Dziś skaczą wspaniale, a za dwa dni słabiej - dodał nasz rozmówca. Waldemar Stelmach