- Dwa razy grany Mazurek Dąbrowskiego robi wrażenie chyba nawet także na tych, którzy się sportem nie interesują. Zespół trenera Łukasza Kruczka był w optymalnej dyspozycji i dla mnie Polacy są głównymi kandydatami do zwycięstwa w zbliżającym się Turnieju Czterech Skoczni. Teraz muszą tylko trochę odpocząć, zregenerować siły, aby nie stracić dynamiki, jaką pokazali w Engelbergu - powiedział szkoleniowiec. Pierwszy trener i wujek Małysza przyznał jednak, że rezultaty konkursów w Szwajcarii nie były dla niego zaskoczeniem. - W końcu musiało wszystko zaskoczyć i tak się stało w Engelbergu. Wierzę, że ta rewelacyjna forma nie przyszła za wcześnie. Teraz tylko trzeba będzie bardzo uważać, aby nie wkradło się do ekipy zmęczenie. To zadanie sztabu medycznego kadry, w skład którego wchodzą przecież doskonali fachowcy. A do tego przecież sam Łukasz Kruczek to człowiek, który specyfikę skoków zna nie z tylko z teorii, ale także z praktyki. Jestem przekonany, że wyśmienita dyspozycja kadrowiczów nie jest przejściowa. Zawodnicy ciężko pracowali nad nią przez ostatnie miesiące, widać, że mamy w końcu silny, równy zespół - dodał. O przygotowaniach reprezentacji do startu w igrzyskach olimpijskich w Soczi Szturc nie chciał się zbytnio rozwodzić. Zaznaczył, że jest opracowany szczegółowy plan, a jego realizacja już trwa. Zwrócił tylko uwagę na dwa konkursy pod koniec stycznia w Japonii. -Zmiana stref czasowych, wielogodzinny lot mogą mieć negatywny wpływ na zawodników, dlatego zapewne polecą tam tylko ci skoczkowie, którzy nie otrzymają nominacji olimpijskiej. Drużyna na Soczi w tym czasie może spokojnie trenować w kraju, gdzie mamy nowoczesne obiekty. A gdyby przypadkiem aura spłatała figla, można szlifować formę gdzieś w Europie - zaznaczył Szturc. Polscy skoczkowie wygrali oba weekendowe konkursy w Engelbergu. W sobotę najlepszy był Jan Ziobro, który wyprzedził Kamila Stocha, ale ten został liderem klasyfikacji generalnej PŚ. W niedzielę "Rakieta z Zębu" nie dała szans rywalom, a rewelacyjny 22-latek ze Spytkowic był trzeci.