Zawody rozpoczęto z prawie dwugodzinnym opóźnieniem, bez skoków próbnych. Początkowo warunki były w miarę równe. Sensacyjny triumfator - Krzysztof Biegun, ruszający jako piąty w stawce, uzyskał 142,5 m i objął prowadzenie. Po dalekiej próbie 19-letniego Polaka obniżono rozbieg z 25. do 23. belki startowej, ale wtedy zaczęły się także problemy ze zmiennym wiatrem. Nie mogło sobie z nim poradzić wielu doświadczonych skoczków, Austriak Andreas Kofler upadł po lądowaniu, uderzył w bandę na zeskoku i został na noszach wyniesiony ze skoczni. Kilku innych zawodników miało w locie problemy z wiatrem, pech dopadł także Stocha. Skoczek z Zębu, trzeci w pucharowej klasyfikacji poprzedniego sezonu, trafił na ciszę, bez dobrego noszenia doleciał tylko do 117 m i nie zapewnił sobie awansu do serii finałowej. Gdy swoje próby mieli jeszcze oddać tylko Schlierenzauer i Bardal, wiatr znowu zaczął silniej wiać, warunki były coraz trudniejsze. Obaj doskonali skoczkowie uznali, że nie będą ryzykowali zdrowia i sami zrezygnowali z udziału w konkursie. Pomimo tego organizatorzy chcieli "na siłę" rozegrać serię finałową. Trzydziestu najlepszych wjechało nawet na górę skoczni, ale po kilkunastu minutach oczekiwania jury ostatecznie drugą serię odwołało. - Nie było zupełnie sensu w takich warunkach próbować rozegrania drugiej serii. To się mogło źle skończyć. Nie znam powodów, czym się kierowali organizatorzy, choć mogę się ich domyślać. Można mieć pretensje o to, że Stoch skakał w tak złych warunkach. Najważniejsze, że dla nas całe to zamieszanie dobrze się skończyło. Czterech Polaków w czołowej dziesiątce i do tego zwycięstwo! To wielki sukces - powiedział prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner. Drugi i trzeci w sezonie konkursy Pucharu Świata zaplanowane są na 29 i 30 listopada w fińskim Kuusamo. Krzysztof Biegun nową gwiazdą skoków narciarskich? Dyskutuj!