- Jury ponoszą część winy za to, co się stało. Belka startowa została ustawiona zbyt wysoko. Wiele skoków było ponad 135 metrów. Zazwyczaj tak się nie dzieje. Według mnie to był efekt złych decyzji odnośnie belki startowej - grzmiał na antenie TVP Sport Horngacher. Trudno się z nim nie zgodzić. Wygląda na to, jakby jury doznało zaćmienia. W serii finałowej aż 12 skoków na 31 (Johann Andre Forfang został zdyskwalifikowany, więc nie startował) sięgało poza granicę 135 metrów! Jury nie obniżyło belki nawet po rekordowym skoku Markusa Eisenbichlera, który z 19. belki osiągnął 143 m. Jeśli rekord obiektu nie zapala nawet lampki alarmowej, powodującej obniżenie rozbiegu, to co ma stanowić taki sygnał? Dopiero groźny upadek?! Po rekordowym locie Markusa, z tej samej 19. belki, szefostwo konkursu puściło całą kolejkę: Macieja Kota, Gregora Deschwandena, Czestimira Kożiszka, Junshiro Kobayashiego, Anże Laniszka, Michaela Haybooecka i dopiero fatalny upadek Davida Siegela, który osiągnął 142.5 m, spowodował obniżenie startu. Skaczący jako trzeci wśród Polaków Kamil Stoch został wypuszczony z belki 17. Kamil był pierwszym zawodnikiem ruszającym z obniżonego rozbiegu. Gdy Dawidowi Kubackiemu, ostatniemu startującemu w sobotę Polakowi, 17. bramka startowa nie przeszkodziła w ustanowieniu nowego rekordu skoczni (143,5 m), jury natychmiast zareagowało i Austriak Stefan Kraft z Niemcem Stephanem Leyhe stoczyli batalię o zwycięstwo w konkursie, skacząc z belki 16. Szkoda, że równie szybko jury nie zareagowało po rekordzie Eisenbichlera. Być może wówczas Siegel nie leżałby w szpitalu z kontuzją kolana. MiBi, WS, Zakopane