- To nie był mój najgorszy skok w tym sezonie. Były jeszcze gorsze. Co się dzieje? Ewidentnie coś działa na mnie w sposób destrukcyjny. Ja to muszę znaleźć i rozwiązać ten problem - mówił dobitnie Kamil Stoch, ewidentnie załamany. Nie pocieszały go nawet tłumy kibiców, nawołujących: "Kamil, nie martw się! I tak jesteś najlepszy!". Nasz najlepszy skoczek jest wyznawcą przysłowia: "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". - To powiedzenie jest prawdziwe. Uczę się tego co roku - stwierdził Stoch. - Czuję się bardzo dziwnie, przyjechałem do Zakopanego z zupełnie innym nastawieniem, z dużym optymizmem. Okazuje się, że nadal pojawiają się takie błędy, których nie jestem w stanie skorygować ze skoku na skok - rozkładał ręce zawodnik z Zębu. - Skok w próbnej serii był dobry i w pierwszej serii konkursowej chciałem skoczyć podobnie. Coś jednak znowu nie zadziałało. Nie szukajmy winy w warunkach. To był ewidentnie mój błąd - bił się w piersi. Wydawało się, że Kamil Stoch rozpędza się przed MŚ w Austrii. Tymczasem dzisiejsze fiasko skazuje go na wychodzenie z kryzysu przed szczytem sezonu. - Wczoraj, po konkursie drużynowym dostałem wskazówki, których się trzymałem. Ale i to nie pomogło. Okazało się, że nie jestem w stanie oddać skoku przy pełnym zaangażowaniu, pełnej koncentracji i takiej adrenalinie, która się zawsze udziela podczas zawodów w Zakopanem - analizował zawodnik. - Może to masło maślane, ale mój problem polega na popełnianiu błędów - podkreśla Kamil Stoch. Skoczek, który rok temu uratował nam igrzyska olimpijskie, dziś był daleki od szukania winnych wokół, czy w warunkach atmosferycznych. Całą winę brał na siebie, bił się w piersi.- Wszystko bierze się z czegoś. Zaczyna się od złej pozycji najazdowej, później przechodzi w zły kierunek odbicia i w próbę ratowania tego w locie, przez co z całego skoku wychodzą różne dziwne rzeczy - tłumaczył Kamil. - Rok temu nie zakwalifikowałem się do serii finałowej, teraz mam powtórkę z tego. Myślę, że to jest lekcja, która ma mnie czegoś nauczyć. Niekoniecznie sportowo, ale również mentalnie - twierdzi Stoch. Choć sam czuł ból, najbardziej było mu żal dziesiątków tysięcy kibiców, którzy wspierali do na Wielkiej Krokwi. - Jest mi bardzo przykro. Uwielbiam Wielką Krokiew i naszych kibiców, ale ten weekend ewidentnie do mnie nie należał. Brakowało czegoś, przez co nie mogłem pokazać pełni swojej możliwości - uważa. Na koniec lider polskich skoczków znalazł w sobie nutkę optymizmu. - W zeszłym roku też się mi nie udało w Zakopanem, a później szło mi już tylko lepiej. Żyję, stoję, jestem zdrowy i w dalszym ciągu mam wielkie możliwości - pocieszał siebie i swych fanów Kamil Stoch. Z Zakopanego Michał Białoński, Waldemar Stelmach