Piąty zawodnik Pucharu Świata nie szalał w piątek na skoczni pod Tatrami. W treningach lądował na 125 i 123 m, a w kwalifikacjach skoczył 120 m. - Bardzo spokojnie, treningowo podszedłem do tego dnia. Pojawiły się drobne techniczne mankamenty, ale to nie jest duży problem. Małe błędy na dojeździe i na progu, zwłaszcza w jednym skoku - oceniał swoje próby Kot. W sobotę będzie jednym z czterech "Biało-czerwonych" w konkursie drużynowym. Zapewnił, że zespół przystąpi do rywalizacji w pozytywnych nastrojach, ale bez specjalnego nastrajania. - Specjalne nastrajanie nigdy nie pomaga. Nakładanie na siebie dodatkowej presji często powoduje gorsze skoki, ciśnienie jest zbyt duże - podkreślił 25-letni zawodnik. - Podchodzimy do tego jak do każdego innego konkursu, chcemy dać z siebie sto procent, zrealizować swoje zadanie i dać wiele radości polskim kibicom - zaznaczył. Kot był zachwycony liczbą i postawą kibiców podczas piątkowych skoków. - Rzadko się zdarza skakać przy takiej publiczności. Na kwalifikacje przyszło więcej ludzi niż na przeciętne konkursy Pucharu Świata za granicą, atmosfera jest naprawdę magiczna. To dla każdego z nas jest przywilej i wielka radość, że może tutaj skakać - nie ukrywał. Czy swoja, tak liczna publiczność nie paraliżuje? - Można to interpretować dwojako, jeśli ktoś ma słabszą psychikę, to skacze się trudniej, jeśli ktoś ma dobrą psychikę i potrafi pozytywnie to wszystko wykorzystać, to naprawdę jest taki dodatkowy power - stwierdził skoczek z Zakopanego. "Biało-czerwoni" są liderem Pucharu Narodów, czyli klasyfikacji drużynowej sezonu. Czy to coś zmienia? - Zmienia tylko kolor numerka startowego. Fakt, że jest się faworytem, stwarza dodatkową presję. Trzeba robić swoje i skakać najlepiej jak potrafimy - podsumował. Z Zakopanego Waldemar Stelmach