Echa sobotniej drużynówki nie milkły nawet po niedzielnym konkursie indywidualnym. Wszyscy zachodzili w głowę, jakim cudem na tak wysokim poziomie mógł się zdarzyć taki błąd jury. Najwięcej kontrowersji wywołała brawura delegata technicznego Greira Steinara Loenga z Norwegii, który puszczał zawodników z wysokiej, 19. belki startowej i nie zareagował nawet na rekord skoczni Markusa Eisenbichlera. Otrzeźwienie przyszło dopiero po koszmarnym upadku Davida Siegela z Niemiec, które z Zakopanego został przetransportowany do Lipska na diagnozę i kurację. - Mogę szczerze powiedzieć, że nie rozumiem delegata. Te skoki były tak dalekie, a on nie reagował - kręcił głową Adam Małysz, który w światowych skokach znaczy bardzo dużo. - Nie chodzi o sam upadek Siegela. Wiemy doskonale, że są zawodnicy, którzy przy wysokim rozbiegu skaczą zdecydowanie lepiej. Wystarczy, że porównamy sobotnie występy z niedzielnymi zawodami, gdy startowano z niższych belek. Okazuje się, że Niemcy nie osiągali już tak dobrych odległości, nie byli już tak wysoko w klasyfikacji - zauważył Adam Małysz. I faktycznie, gdy prędkości na progu, z uwagi na niższy najazd, spadły, Niemcy obsunęli się w klasyfikacji. W sobotę nie mieli sobie równych, a w niedzielę najlepszy ich zawodnik - Stephan Leyhe był siódmy, Constantin Schmid - 15., a Karl Geiger dopiero 24. Markus Eisenbichler, który w sobotę przez niespełna pół godziny był rekordzistą Wielkiej Krokwi zakończył zawody na 26. lokacie. Z Zakopanego Michał Białoński, Waldemar Stelmach