Zadowolony jesteś po kwalifikacjach do niedzielnego konkursu? Dawid Kubacki: Skakało się dobrze. Na warunki nie ma co narzekać. Na nie nie mamy wpływu, za to na swoją pracę tak. Czy fakt, ze Aleksander Zniszczoł wypadł najlepiej w kwalifikacjach jest dla ciebie zaskoczeniem? - Nie, dlaczego ma być zaskoczeniem? My skakaliśmy pod koniec stawki, a wówczas były inne warunki. Jaki mamy na to wpływ? Trzeba było mocniej dmuchać pod narty! Mój skok w kwalifikacjach był całkiem dobry. Za progiem czułem, że nartki nie współpracowały, były jakby wiszące, co by mogło sugerować, że wiało z tyłu. Po rozmowie z trenerem będę wiedział więcej. Ogólnie moje wszystkie piątkowe skoki były na dobrym poziomie. Czyli trzymasz wysoką formę? - Nie. Pracuję nad tym, aby była coraz lepsza (śmiech). Warunki były ciężkie. Nie dość, że wiało z różnych stron i z różną siłą, to jeszcze intensywnie padał śnieg. - W seriach treningowych na zeskoku było miękko, faktycznie, śnieg padał cały czas. Doskonale o tym wiedzieliśmy. Uczulali nas na to zarówno trenerzy, jak i starter, który dawał znać, że na dole czeka nas miękkie lądowanie. Po pierwszym w karierze wygranym konkursie PŚ w Predazzo miałeś wielki tydzień? - To zwycięstwo nic nie zmieniło w moim życiu. A jeśli już, to na pewno nie było zmian diametralnych. Radość była na miejscu, we Włoszech, a później już tylko praca. Ciężka praca. I na niej się koncentruję, bo tylko ona może mi zagwarantować dalsze postępy. Kwalifikacje odbyły się w stonowanej oprawie, z uwagi na żałobę narodową. Widać różnicę? - Widać. Nie było aż takiej wrzawy, ale taką mamy sytuację. Trzeba żałobę uszanować. W niedzielę odbijemy sobie, będzie inna atmosfera. Czy w niedzielę również powalczysz o zwycięstwo, by powtórzyć sukces z Predazzo? - Powtarzam - dla mnie najważniejsza jest praca. Tylko ona zagwarantuje mi postęp. Ona jest moim numerem "jeden". Spod Wielkiej Krokwi Michał Białoński, Waldemar Stelmach