Stoch rozkręcał się w skokach treningowych, ale w kwalifikacjach wylądował na 111. metrze i polscy fani zadrżeli. Po chwili odetchnęli z ulgą, gdy przy nazwisku naszego skoczka pojawił się numer 48. - Co ja tu będę gadał, wszystko jest źle, nie idzie! Co ja będę więcej gadał? - śmiał się zaraz po kwalifikacjach Stoch, któremu kiepski skok nie zepsuł humoru. - Było mi dziś trudno znaleźć odpowiednie czucie pozycji najazdowej. Każdy skok niósł ze sobą pewną trudność, ale te dwa treningowe były na solidnym poziomie. Gdybym próbował to kontynuować, zamiast próbować zrobić coś mocniej, wyszłoby to inaczej - analizował nasz skoczek. - Na szczęście dla mnie to nie koniec weekendu. Będzie szansa coś poprawić, nad czymś pracować. To jest dla mnie ważne - cieszył się Stoch. Orzeł z Zębu podkreśla, że to dopiero pierwsze starty w sezonie i wszystko może się zdarzyć. - Na każdej skoczni chciałbym skakać daleko, ale to jest dopiero początek sezonu, bardzo długiego sezonu. Na razie trzeba się trzymać planu, czyli spokojnie pracować, nie przejmować się nawet drobnymi wpadkami jak dzisiaj, tylko twardo stać na nogach i patrzeć w przyszłość - powiedział. Stoch, jak i pozostali polscy skoczkowie, bezgranicznie ufają trenerowi Stefanowi Horngacherowi, który po zakończeniu poprzedniego sezonu z marszu rozpoczął przygotowania do kolejnego. - Generalnie nie mieliśmy nic do gadania. Co będę mówił, czy mi to pasowało czy nie. Tak naprawdę trener ustala plan treningowy. My mamy się do tego dostosować - zapewnił Stoch. - Absolutnie wierzę w to, co robimy. Do tej pory nie miałem okazji się zawieść. Póki czuję, że się rozwijam, będę zawsze starał się wykonywać każde polecenie trenera. Tak jest do tej pory i tak będę robił - podsumował nasz skoczek. W sobotę o 16 w Wiśle odbędzie się konkurs drużynowy, w niedzielę o 15 - zawody indywidualne. Z Wisły Aleksandra Bazułka, Waldemar Stelmach