Obowiązek kwalifikacji także dla czołowej dziesiątki klasyfikacji generalnej był testowany podczas letniej Grand Prix. Po jej zakończeniu Międzynarodowa Federacja Narciarska uznała, że wprowadzi zmianę także podczas Pucharu Świata. FIS nie dał się przekonać najlepszym ekipom, że to zły pomysł. - W momencie, gdy jesteśmy w zasadzie najlepszą drużyną na świecie i mamy paru zawodników w pierwszej dziesiątce, bez konieczności kwalifikacji, zabrano im gwarancję kwalifikacji do konkursu - mówił w rozmowie z Interią Adam Małysz. - Zawodnicy walczyli o to, żeby być wysoko, a nagle ich przywileje zostały odebrane. Ciężko powiedzieć, że jesteśmy z tej decyzji FIS-u zadowoleni. To nie jest fajne - podkreślił dyrektor reprezentacji Polski. Decyzji światowej centrali nie krytykuje natomiast Apoloniusz Tajner. - Zasada uczestnictwa wszystkich skoczków w kwalifikacjach jest spowodowana tym, że są one transmitowane. Podczas kwalifikacji widzowie chcą obejrzeć także najlepszych. Do tej pory często zdarzało się, że najlepsi ze skoku kwalifikacyjnego rezygnowali. Nie było elementu rywalizacji. Myślę, że to jest główny powód tej zmiany - powiedział nam prezes Polskiego Związku Narciarskiego. - Poza tym zmienia się też sytuacja poszczególnych zawodników w sezonie. Przykładem może być Domen Prevc. Słoweniec na początku poprzedniego sezonu wygrywał na luzie poszczególne konkursy, a później tak słabo skakał, że wypadł w końcu z dziesiątki Pucharu Świata i miał problemy, żeby w ogóle przebrnąć kwalifikacje - przypomniał Tajner. - Oczywiście są "za" i "przeciw", ale uważam, że jest to jak najbardziej w porządku - podkreślił. Wprowadzona zmiana, jak zauważył Małysz, w dużym stopniu uderzyła w "Biało-Czerwonych". Poprzedni sezon w pierwszej dziesiątce zakończyli: Kamil Stoch i Maciej Kot. Przez dużą część sezonu w dziesiątce był też Piotr Żyła. - Ale trzeba sobie zdawać sprawę, że to nie był powód. To nie było uderzenie w nas - zaznaczył Tajner. Czy z nowego regulaminu nie powinno się wyłączyć największych imprez, choćby zbliżających się igrzysk olimpijskich w Pjongczangu? Wpadka w kwalifikacjach może oznaczać dla faworytów koniec marzeń o medalu. - Nie, w dużych imprezach jest mniej zawodników, bo każdy kraj ma ograniczoną liczbę skoczków. Tam łatwiej znaleźć się w czołowej "50". Dla najlepszych to powinna być formalność - uważa Tajner. Co o całej sprawie sądzi Kamil Stoch? Zapytaliśmy o to w Wiśle dwukrotnego mistrza olimpijskiego z Soczi. - Nie chcę za bardzo wdawać się w ten temat, bo on jest mocno... Przesadzony? - Może nie przesadzony, ale bardzo delikatny. Uważam, że pierwsza dziesiątka powinna mieć jakieś przywileje. Byłaby to też większa motywacja dla zawodników, którzy przez dłuższy czas utrzymują dobry poziom - powiedział Stoch. - Przepis jest zmieniony, wszyscy muszą się do niego dostosować i ja się dostosuję - uciął temat. Zdecydowanym przeciwnikiem nowego przepisu, przynajmniej w obecnej formule, jest Maciej Kot. Jego zdaniem, "FIS zastosował metodę kary, a nie nagrody".- Myślę, że lepiej zadziałałaby zasada nagrody, np. za zwycięstwo w kwalifikacjach można by przyznawać dodatkowe punkty Pucharu Świata albo bonifikatę pieniężną - mówił niedawno zakopiańczyk w rozmowie z Interią. Znany z zamiłowania do motoryzacji skoczek proponuje też przeniesienie zasady z Formuły 1. - Dlaczego, tak jak w F1, nie ułożyć listy startowej konkursu na podstawie wyników kwalifikacji? Zwycięzca skakałby jako ostatni. Wtedy nikt z czołówki nie traktowałby kwalifikacji aż tak ulgowo - powiedział Kot. Dziś wieczorem w Wiśle na starcie kwalifikacji do niedzielnego konkursu indywidualnego stanie 12 polskich zawodników: Kamil Stoch, Maciej Kot, Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Stefan Hula, Jakub Wolny, Klemens Murańka, Aleksander Zniszczoł, Jan Ziobro, Przemysław Kantyka, Paweł Wąsek i Bartosz Czyż. W sobotę na skoczni im. Adama Małysza odbędzie się konkurs drużynowy. Z Wisły Waldemar Stelmach