Puchar Świata jeszcze nigdy nie zaczynał się w Polsce i nigdy nie zaczynał się tak wcześnie. Międzynarodowa Federacja Narciarska zaufała Wiśle, stawiając warunek zamontowania przed listopadowymi konkursami na skoczni im. Adama Małysza torów lodowych. Czy zdążymy z modernizacją skoczni, czy pogoda nie storpeduje zawodów już w listopadzie? - Nie jestem spokojny i pewnie nie będę do dnia zawodów. Albo nawet ich zakończenia. Od początku byłem ostrożny jeśli chodzi o prognozowanie możliwości otrzymania zadania organizacji tych konkursów. Szczerze? Wątpiłem, że działacze FIS zgodzą się na przeniesienie inauguracji do Polski. Mając w pamięci ich wcześniejsze oceny i uwagi dotyczące organizacji Pucharów Świata w Wiśle nie do końca wierzyłem, że teraz potraktują nas na tyle łagodnie, by przyznać nam pierwszy weekend w kalendarzu - mówi Małysz w rozmowie zamieszczonej na oficjalnej stronie malysz.pl. - Dlatego tym bardziej zaskakujące było dla mnie to, że kiedy już podczas spotkania w Portoroż pokazano kalendarz Pucharu Świata na sezon 2017/18 z Wisłą na początku, nie było żadnych głosów sprzeciwu. W zasadzie nawet żadnej dyskusji, pytań choćby. Jakby wszyscy już wcześniej zaakceptowali ten ruch - dodaje dyrektor reprezentacji w skokach. - Teraz nie możemy nawalić. Mam nadzieję na perfekcyjne przygotowanie i same zawody. Najważniejsze to zdążyć na czas z modernizacją obiektu. Skoczni nie remontuje PZN, a Centralny Ośrodek Sportu. Potrzebne są przetargi, postępowania zabierające czas, którego mamy coraz mniej. A trzeba zrobić wszystko, by nie zawieść zaufania, którym nas obdarzono - podkreśla. - Nie chcę nawet myśleć co się stanie, gdyby się nie udało. Bo w konsekwencji Wisła mogłaby stracić nie tylko inaugurację, lecz konkursy Pucharu Świata w ogóle. To czarny scenariusz - mówi Małysz. Cała rozmowa na malysz.pl. W.S.