- Śniegu mamy wystarczają ilość, ale powoli nam to idzie. Jedna maszyna przemieszcza ten śnieg do góry. Mamy już gotowy przeciwstok - powiedział Andrzej Wąsowicz, który z ramienia Polskiego Związku Narciarskiego zajmuje się przygotowaniem obiektu. Według jego planów prace potrwają całą noc, aby skocznia była gotowa na rano. Wówczas rozpocznie się ręczne "uklepywanie". - W poniedziałek maszyna była w stanie dojechać tylko do pewnego momentu (zeskoku - red.), po czym śnieg się usuwał spod niej. Dlatego musieliśmy przerwać prace. Wczoraj były u nas intensywne opady mokrego śniegu - wyjaśnił Wąsowicz powód opóźnienia. Liczy on, że w nocy obniży się temperatura. Według prognoz pogody, w Wiśle ma wówczas być minus cztery stopnie Celsjusza. Gdyby tak się stało, to tempo prac szybko posunie się do przodu, gdyż można włączyć w takim przypadku armatki produkujące śnieg. Nie trzeba byłoby go transportować z dołu skoczni. Jeśli jednak pogoda spłata figla, to organizatorzy PŚ i tak są przygotowani na taki wariant. - W ostateczności myślę o powrocie do starej metody. Czyli ładowaniu śnieg na dole na sanki, po czym wyciąganiu ich na górę - powiedział Wąsowicz. Władze Wisły we wtorek ogłosiły, w jaki sposób będzie odbywać się przewóz kibiców z centrum miasta w okolice skoczni. W sobotę i niedziele zostanie uruchomiona komunikacja dodatkowa. Autobusy będą ruszać w kierunku skoczni z przystanku przy ul. 1 Maja (obok kościoła). Po drodze będą się zatrzymywać na ul. Olimpijskiej, a kończyć trasę na skrzyżowaniu w Nowej Osadzie (część miasta nieopodal Malinki), w rejonie zbiegu ulic Wyzwolenia - Malinka - Czarne. Będą kursować co 15 minut (ew. częściej w razie potrzeby) w godz. 13-15.50 (18.11) oraz 12-14.50 (19.11). Po zakończeniu zawodów autobusy będą odjeżdżać z przystanku w Nowej Osadzie mniej więcej do godziny po zakończeniu rywalizacji sportowej. Koszt biletu (ważnego w obie strony) to pięć złotych. Rafał Czerkawski