Obiekt prezentuje się niesamowicie. Skocznia położona jest na wzgórzach okalających miasto i widać ją praktycznie z każdego miejsca w stolicy Norwegii. Wszystkie przewodniki wskazują sportowy obiekt jako główną atrakcję turystyczną miasta. Malowniczy widok mogą podziwiać śmiałkowie, którzy wdrapią się na belkę startową. - Zjeździłem obiekty na całym świecie i chyba nigdzie nie ma piękniejszego krajobrazu -mówi nam Maciej Kot, który zawsze wlepia oczy w horyzont zanim założy narty i przygotuje się do skoku. Faktycznie, widok zapiera dech w piersiach. Będąc na górze można podziwiać położone nad malowniczym fiordem miasto. - Chyba tylko skocznia w Sapporo robi większe wrażenie - dodaje Kot. Holmenkollenbakken jak nazywają ją Norwedzy powstawała pod koniec XIX wieku. Jej pierwszy rekord wynosił 21,5 metra. W 1952 roku odbywały się tutaj igrzyska olimpijskie, a w latach 1966 i 1982 mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym. Polacy choć nie odnosili na wspomnianych imprezach sukcesów to i tak zapisali w historii tego legendarnego obiektu. Właściwie zrobiła to jedna osoba. Adam Małysz aż pięciokrotnie wygrywał tutaj zawody Pucharu Świata. Swoje złote żniwa rozpoczął jeszcze jako nastolatek. W 1996 roku odniósł tutaj pierwszy triumf w konkursach PŚ. Nie miał sobie równych także w latach 2001, 2003, 2006 i 2007. Rok później rozpoczęto rozbiórkę i generalny remont skoczni Obiekt powstał od zera, ale magia pozostała. Rok temu triumfował tutaj inny orzeł z Wisły, Piotr Żyła. Dziś nie jest już w takiej formie jak przed dwunastoma miesiącami, ale za faworyta do zwycięstwa uchodzi Kamil Stoch, który już dziś może sobie zapewnić zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Do tego jeszcze nasi skoczkowie w Oslo mogą czuć się jak u siebie. W całym mieście na każdym kroku słyszy się język polski. Naszych rodaków jest w stolicy Norwegii coraz więcej. Co ich tu ściąga? Szukają możliwości do lepszego życia. Poranny samolot z Warszawy, którym przylecieliśmy do Oslo wypełniony był po brzegi. Niemalże wszyscy właśnie lecieli rozpoczynać nowy rozdział życia lub byli na chwilę w rodzinnych stronach i wracali do pracy. - To właśnie tęsknota jest najtrudniejsza - mówi nam pani Maria, która pół roku temu porzuciła rodzinny Nałęczów i przeniosła się tutaj. Na co dzień sprząta, ale i tak nie narzeka na zarobki. Choć nie chce nam powiedzieć, ile zarabia, to patrząc na stawki, jakie Norwegowie płacą za tego typu pracę, co miesiąc na jej konto wpływa ok. 15 000 koron czyli 7500 złotych. To jeden z najgorzej opłacanych zawodów. Inżynier dostanie tu w złotówkach nawet 20 tysięcy, a lekarz dwa razy tyle. Nie ma się co dziwić, że porzuciliśmy ukochaną Irlandię i teraz sztormujemy Skandynawię. Według oficjalnych danych z przełomu ubiegłego roku co siódmy imigrant mieszkający w Norwegii był Polakiem, a liczba naszych rodaków nad fiordami oscylowała w granicy 80 tysięcy. Choć nie pojawiły się jeszcze dane za ubiegły rok, to spekuluje się, że Polaków może być już tutaj blisko 150 tysięcy. Radzimy sobie tutaj nie najgorzej i przede wszystkim imponujemy pomysłowością. Jeden z przykładów to polskie busy, które praktycznie w całości przejęły transport z oddalonych od kilkadziesiąt kilometrów od Oslo lotnisk dla tanich linii w Torp i Rygge. Proponują najniższe ceny, na specjalne życzenie podwożą nawet pod dom. Nie ma się co dziwić, że po każdym przylocie na wspomniane lotniska trudno o miejsce w busie. Prym wiedzie najdłużej działająca na rynku firma PKS Oslo. Polscy właściciele tak bardzo zaszli za skórę miejscowym, że ci próbowali nawet różnych trików, aby odebrać im koncesję. Nic z tego. Biznes jest legalny i po prostu konkurencyjny. Kurs z Torp do centrum Oslo kosztuje 170 koron. Za przejazd pociągiem zapłacilibyśmy prawie dwa razy, a transport norweskim autobusem to niewiele mniejszy wydatek. W odróżnieniu od Wysp Brytyjskich Polacy są tutaj cenieni. Na razie nie dochodzi do żadnych incydentów na tle narodowościowym. Na dzisiejszy konkurs skoków i Puchar Świata w biegach kobiet zapraszają bilbordy przygotowane w języku norweskim, angielskim i... polskim. Wiemy, że rodacy na pewno skorzystają z tej możliwości, aby wesprzeć naszych. Już wczoraj na kwalifikacjach nie brakowało ubranych w biało-czerwone barwy Polaków. Najmniej spokoju dawali oni Kamilowi Stochowi, a nasz mistrz chętnie pozował do zdjęć i rozdawał autografy. - Na pewno poczujemy się tutaj jak u siebie. Tak było przed rokiem, dziś pewnie też na trybunach zasiądzie kilku Norwegów, a reszta to będą nasi - zaciera już ręce Piotr Żyła. Początek konkursu Pucharu Świata o godz. 14.15. Krzysztof Oliwa, korespondencja z Oslo