"Biało-czerwoni" dotrwali bez dyskwalifikacji do trzeciego weekendu PŚ. Wcześniej ukarano tak pięciu innych zawodników. "Mam znowu lekcję na przyszłość, żeby nie dotykać kombinezonu" - komentował Żyła, który "został zdyskwalifikowany za poprawianie sprzętu przed wejściem na belkę" - doprecyzował PZN. - Piotrek nie manipulował kombinezonem, nie miał na celu oszukania kogoś. Z tyłu w butach są specjalne wkładki, które mu się przekrzywiły i chciał je poprawić. Jeden sędzia zinterpretowałby to rzeczywiście jako poprawienie elementu w bucie, a inny stwierdził, że poprawiał kombinezon i że to mogło mu dać jakąś przewagę. Oczywiście nie dało. Ale taka była interpretacja i stąd dyskwalifikacja - wyjaśnił nam precyzyjnie Maciej Kot. Przepisy zabraniające kombinowania z ułożeniem kombinezonu przed skokiem może i mają dobry cel, ale są źle skonstruowane i w tym tkwi problem, jak podkreśla nasz zawodnik. - Po kontroli na górze przed skokiem zawodnik nie może w teorii manipulować kombinezonem, poprawiać go. Ale nie ma konkretnie podanych punktów, co można, a czego nie można - ubolewa Kot. - Jeden zawodnik może się klepnąć po nogach, bo taki ma nawyk i chce się pobudzić, a drugi to klepnięcie chce wykorzystać po to, żeby rzeczywiście lepiej ułożyć kombinezon. Gdyby były jasne wytyczne, w jaki sposób można czy nie można "się dotykać", byłoby to bardziej przejrzyste. A w tej chwili jest tak, że dla świętego spokoju lepiej w ogóle nic nie robić - zaznacza skoczek z Zakopanego. Fatalny regulamin utrudnia życie skoczkom. Ciężko o spokojną głowę, jeśli przez niefortunne podrapanie się po plecach można stracić wygraną czy medal. - Wiadomo, że to jest w głowie. Lepiej zachowawczo podchodzić do sprawy i nic nie robić przed skokiem niż ryzykować, oddać skok w spokoju a nie martwić się o dyskwalifikację - podkreśla skoczek. - Czasem odczuwa się konieczność poprawienia czegoś, bo zawodnik nie czuje się komfortowo. W głowie toczy się wtedy walka, a to nie pomaga - nie ukrywa Kot. Jakie jest wyjście? Bo na razie nie zanosi się na zmiany. - Przepisy są jednakowe dla wszystkich i trzeba sobie z tym radzić - podsumowuje drugi zawodnik ostatniego konkursu w Lillehammer. Waldemar Stelmach