"Muszę zapytać Stefana. Mam nadzieję, że trener pozwoli" - takie zdania padały z ust polskich skoczków bardzo często. To znak, że w ekipie jest jeden szef, a nazywa się Horngacher. Austriak otoczył się sztabem, który zaufał mu w stu procentach i wspierał na każdym kroku. Bez mrugnięcia okiem wykonywał jego polecenia i wskazówki. "Może na zewnątrz to tak wygląda, ale każda decyzja była podejmowana przez grupę. Siadaliśmy, dyskutowaliśmy, omawialiśmy. To jest bardzo dobry człowiek, ma w sobie wiele ciepła i serdeczności" - mówi o nim jego asystent Grzegorz Sobczyk. Co jednak znacznie ważniejsze - cieszy się ogromnym autorytetem wśród zawodników. Nie jest ich kolegą, a szefem i to w najdrobniejszych sprawach. "Czy mogę rozmawiać? Nie wiem, zapytam Stefana" - odpowiadał dziennikarzom Maciej Kot, zagadnięty o wywiad. Horngacher nie pozwolił. Kot przeprosił i poszedł do pokoju. To tylko jeden z przykładów. Austriacki szkoleniowiec rozmowę z dziennikarzami potrafił przerwać w każdym momencie. Stawał przed kamerami i osłaniał zawodnika. Media miały czas w tzw. strefie mieszanej. Między konkursami trudno było umówić się z kimkolwiek. Najważniejsza była bowiem regeneracja. "Stefan jest człowiekiem, który nie lubi błysku fleszy. On woli pracować w zaciszu, bez obecności kamer i osób trzecich. I jak widać na razie się to sprawdza" - dodał Sobczyk. O tym, jak ważne jest dla niego dobro jego podopiecznych pokazywał na każdym kroku. Za przykład może posłużyć chociażby Turniej Czterech Skoczni. Przed trzecim konkursem w Innsbrucku Kamil Stoch zaliczył upadek. Długo nie było wiadomo, co się stało. Bolał go bark i noga. "Sam podjąłem decyzję o tym, że chcę dalej starować. Stefan ze mną porozmawiał i powiedział, że nic się nie stanie, gdy się wycofam. Nie chciał ryzykować mojego zdrowia" - mówił wtedy dwukrotny mistrz olimpijski, późniejszy triumfator TCS. A sam Horngacher wspomina: "To był najtrudniejszy moment w całym sezonie. Nie wiedziałem co będzie, nie było wiadomo, jak poważny jest uraz, czy nie doszło do złamania. Odetchnąłem dopiero wtedy, gdy zobaczyłem wyniki prześwietlenia". Zawodnicy musieli zmienić wiele rzeczy, ale przede wszystkim nastawienie. Poprzedni szkoleniowiec Łukasz Kruczek był ich kolegą. Dogadywali się świetnie, ale stosunki były znacznie luźniejsze. Teraz tak nie jest. Nie ma dyskusji. Ma być tak, jak powie Horngacher. Przekonał się o tym Piotr Żyła, który dopiero pod jego okiem zmienił pozycję dojazdową. "Nie miałem nic do gadania. Trener kazał, a ja zrobiłem" - powiedział. To sprawiło, że Żyła ma za sobą najlepszy sezon w karierze - drugie miejsce w TCS, dwa medale - złoty i brązowy - mistrzostw globu, 11. lokata w klasyfikacji generalnej PŚ. "Z tymi chłopakami współpracuje mi się znakomicie, ale czeka nas jeszcze cięższy rok. W ubiegłym często się badaliśmy. Nie można zrobić też wszystkiego na raz. Teraz wprowadzimy kolejne zmiany i miejmy nadzieję, że kolejny sezon będzie przynajmniej równie udany" - podkreślił austriacki szkoleniowiec. Sezon 2016/17 był najlepszy w historii. Jako drużyna "Biało-czerwoni" wywalczyli Puchar Narodów, złoto mistrzostw globu w Lahti i stanęli na podium wszystkich zawodów Pucharu Świata. Indywidualnie brąz MŚ zdobył Żyła, a w czołówce klasyfikacji generalnej PŚ było aż trzech Polaków - drugi Stoch, piąty Kot i jedenasty Żyła. Marta Pietrewicz