Pierwsza edycja Raw Air została rozegrana dopiero w ubiegłym roku. Jak reklamują się organizatorzy, turniej rozgrywany w Norwegii jest najbardziej intensywny i ekstremalny w kalendarzu Pucharu Świata. Maraton skoków narciarskich Przez dziesięć dni zawodnicy walczą o punkty do klasyfikacji generalnej, które zdobywają nie tylko w konkursach indywidualnych, ale także w kwalifikacjach, które na potrzeby turnieju nazwano "prologami". Do puli punktów brane są też pod uwagę występy danego skoczka w zawodach drużynowych, co daje 16 skoków. Trzeba przyznać, że dobiegający końca sezon jest wyjątkowo wyczerpujący w swej formule. Igrzyska olimpijskie, mistrzostwa świata w lotach, a także fakt, że skoczkowie walczą między sobą od 18 listopada niemal do końca marca. Na tym etapie zawodnicy mają prawo odczuwać już zmęczenie. Druga edycja Raw Air to jednak kolejna zachęta do gromadzenia tytułów dla najlepszych z najlepszych. Do tego spore nagrody finansowe, które być może nie są celem samym w sobie, to z pewnością stanowią dodatkową siłę mobilizującą. Łączna suma nagród dla najlepszej trójki wynosi sto tysięcy euro. Do tego reprezentanci Polski przyznają, że nie odczuwają jeszcze przemęczenia i są gotowi do walki o najlepsze lokaty. Wszędzie dobrze, ale w Zakopanem najlepiej? Organizatorzy Raw Air stale mierzą się z krytyką. W ubiegłym roku to warunki i problemy logistyczne dawały się we znaki najmocniej. Tuż przed rozpoczęciem kwalifikacji w Oslo na konferencji zapewniano, że marcowe konkursy w Norwegii zostały dopracowane i liczba kibiców z pewnością wzrośnie, na czym zależało pomysłodawcom. Kibicowanie podczas prologu nie było biletowane, a trybuny nie zostały wypełnione przez widzów w całości, jak chociażby podczas Pucharu Świata w Zakopanem. Można stwierdzić, że w Norwegii nie ma takiego szaleństwa na punkcie skoków, jak nad Wisłą, a przecież wysoką frekwencję w Oslo, organizatorzy zawdzięczają głównie Polakom. Fenomen tłumnego dopingowania podczas kwalifikacji tak, jak pod Wielką Krokwią nie został jeszcze skopiowany przez inne państwa. W sobotę na wzgórze Holmenkollen przybyła z całą pewnością zadowalająca dla organizatorów liczba kibiców. Spodziewano się bowiem stu tysięcy widzów podczas całego festiwalu, tymczasem tylko w sobotę Holmenkollen gościło podobną liczbę żądnych sportowych emocji. Tuż pod skocznią przygotowano liczne punkty gastronomiczne i stoiska. Można było skoczyć na miniaturowej skoczni lub przejść się spacerem w stronę górnych trybun i skorzystać z symulatora narciarskiego. Na duży plus zasługiwała oprawa muzyczna, która wnioskując z głosów kibiców, do wspólnej zabawy nadawała się znakomicie. Spiker starał się łapać kontakt z widzami, ale to jednak wciąż nie to samo, co w zakopiańskiej mekce skoków narciarskich. W ogniu krytyki W sobotę tuż po zakończonej rywalizacji, na organizatorów spadły jednak pierwsze problemy. Na telebimach pojawiła się informacja o niekursującym metrze, które do tej pory kursowało sprawnie, odjeżdżając z pobliskiego peronu co 15 minut. Tłumy ruszyły w stronę centrum miasta, pojawiła się panika i chaos, a w efekcie paraliż komunikacyjny. Norweskie portale zaczęły rozpisywać się o kibicach, którzy weszli na tory będące pod napięciem oraz o omdleniach. Siedem osób odniosło obrażenia, a na miejsce zdarzenia został wezwany helikopter. Z jednej strony można sądzić, że zawinił organizator, który nie poradził sobie z dużym zainteresowaniem zawodami oraz wracającymi z nich tłumami. Inne głosy mówią o braku rozsądku kibiców, którzy spacerowali po torach metra, jakie dodajmy do samego centrum jeździ na powierzchni ziemi. Nie bez powodu był również alkohol. Całe zdarzenie obiło się szerokim echem w mediach nie tylko w Polsce. Przeglądając prasę w lokalnych salonikach prasowych, jako pierwszy w ręce trafia dziennik "Aftenposten" i rozległy artykuł na ten temat. Plusy i promocja W porównaniu do innych, równie dużych imprez sportowych uwagę należy zwrócić na służby pilnujące porządku. W tym punkcie Puchary Świata rozgrywane w Polsce stoją na niższym poziomie. Chodzi przede wszystkim o zwykłą uprzejmość. Marketingowa strona Raw Air w Osolo również starała się dorównać tej rodem z Podhala. W tym przypadku na markę trzeba jednak zapracować. W drugiej edycji zmieniła się między innymi strona graficzna, co zauważyć można nawet w trakcie oglądania transmisji telewizyjnej. Raw Air kładzie nacisk na media społecznościowe, w których na kibiców czekały konkursy, atrakcyjne zdjęcia i filmy prosto z zawodów oraz potrzebne informacje. Na Facebooku zaś, komunikaty płynęły między innymi ze strony zarządców metra. Na Karl Johans gate w centrum stolicy Norwegii, rozwieszono flagi informujące o Holmenkollen Ski Festival. Właściwie na tym skończyła się widoczność wydarzenia w centrum. Następnym miejscem, w których czuć było atmosferę sportowego wydarzenia był peron metra z kibicami - głównie z Polski oraz okolice skoczni oraz tras narciarskich. Na biegi Norwegów nie trzeba jednak specjalnie zapraszać. Przed nami jeszcze trzy punkty w cyklu Raw Air. Skoczkowie mają już za sobą prolog w Lillehammer, do którego przenieśli się tuż po zakończeniu niedzielnego konkursu, a nie jak rok temu dopiero po śniadaniu dnia następnego. O tej zmianie na plus wspomniał Kamil Stoch po zajęciu szóstego miejsca na Holmenkollbakken. Lider cyklu wraz i jego koledzy z drużyny w ramach turnieju norweskiego udadzą się poza tym do Trondheim oraz Vikersund. Pozostaje nam trzymać kciuki za reprezentantów Polski oraz za sprawiedliwe warunki. Z Oslo Aleksandra Bazułka