W sobotę w Planicy "Biało-Czerwoni" triumfowali dzięki ośmiu wspaniałym lotom. Sami skoczkowie nie przewidywali takiego scenariusza. - My nie piszemy scenariuszy, nas nie uczyli pisać tylko skakać - śmiał się Kamil Stoch w rozmowie z TVP. Trzykrotny mistrz olimpijski, po ostatnich nie najlepszych skokach, zmobilizował się na zawody drużynowe, skacząc 227 i 221 m. - To nie są moje najlepsze skoki, ale najlepsze w tym momencie, na takie mnie stać. Cieszę się, że jestem częścią takiej drużyny - mówił Orzeł z Zębu. Nic nie zapowiadało tak wspaniałego zwycięstwa w sobotnim konkursie, zwłaszcza, że w serii próbnej Polacy zajęli dopiero szóste miejsce. Wspomniana seria rozpoczęła się już o 9 rano. Za wcześnie dla naszych skoczków? - Nie. Jak się odepchniesz od belki, momentalnie się budzisz - żartował Stoch. - Czuję się w pełni usatysfakcjonowany, latało mi się najlepiej w karierze, do tego ta wygrana - cieszył się Jakub Wolny, który w pierwszej serii znów poprawił rekord życiowy lotem na 237,5 m. Na finiszu konkursu polską ekipę postraszył Niemiec Markus Eisenbichler lotem na 246 m. Piotr Żyła odpowiedział odległością 242,5 m, ale z podpórką. Na szczęście punktów wystarczyło do wygranej. - Skok finałowy był bardzo fajny. Udało mi się odpłynąć w swój świat i jak pomyślałem o telemarku, było już za późno i wyjechałem na plecach - komentował Żyła. - Wcześniej postaraliśmy się wszyscy, żeby było trochę punktów zapasu na takie niespodziewane wybryki Piotrka - śmiał się Dawid Kubacki. Tradycyjnie w sobotę po zawodach, z okazji zakończenia sezonu, skoczków i całe ekipy czeka mała imprezka. - Ja dziś nie mogę karkówki, bo nie wylądowałem - mówił z humorem Żyła. - Pozbieramy się na jutrzejszy konkurs - zapewnił Stoch. W niedzielę o 10 w Planicy ostatni konkurs, tradycyjnie z udziałem tylko 30 najlepszych skoczków sezonu. WS